Jak rozwijać recepturę – cz. 2?

 7 minut

Receptura musi rozwijać się powoli, wzrastać wraz ze wzrastającym zapotrzebowaniem naszych pacjentów i okolicznych lekarzy, i także wraz z nim się zmieniać.

W tytule niniejszym świadomie nawiązałem do publikacji sprzed miesiąca, która zatytułowana była „Jak urządzać recepturę?”. Czytelnicy „Farmacji Praktycznej” pamiętają z pewnością kilka pytań, które sugerowałem, aby zadał je sobie każdy aptekarz. Po pierwsze ten, który otwierając aptekę, planuje urządzić recepturę. Po drugie zaś i ten, który – w zgodzie z przepisami – chce tchnąć w nieczynną recepturę nowe życie i na powrót reaktywować jej codzienną czynność. Pierwszym pytaniem było: czy w naszej aptece będzie na to dogodne miejsce? Drugie brzmiało: czy finansowo podołam temu zadaniu? Trzecie: czy będzie w ogóle co robić? Wreszcie czwarte: jaki asortyment surowców będzie niezbędny do uruchomienia receptury?

We wspomnianym artykule dowodziłem, że urządzenie receptury wbrew pozorom wcale nie musi być kosztowne. Oczywiście pod warunkiem, że trafnie rozeznamy potrzeby naszych pacjentów i lekarzy. A to właśnie brak tego rozeznania jest przyczyną najczęstszego błędu, który popełniają aptekarze, urządzając recepturę, mianowicie: przeinwestowania. Nie każda receptura musi posiadać lożę z nawiewem laminarnym, nie każda musi być wyposażona w unguatory! Tymczasem rady takie spotkać można bardzo często i, dodajmy od razu, równie często kończą się one dla apteki… stratą kilkudziesięciu tysięcy złotych w sprzęcie całkowicie nieprzydatnym, w najlepszym razie używanym kilka razy w ciągu miesiąca, który nie ma szans zwrócić poniesionych nakładów.

Pamiętajmy: receptura to nie ekspedycja apteki, która w momencie uruchamiania nowej placówki musi być wyposażona w setki, jeśli nie tysiące preparatów. Receptura jest bardzo specyficzną częścią apteki i musi ona rozwijać się powoli, wzrastać wraz ze wzrastającym zapotrzebowaniem naszych pacjentów i okolicznych lekarzy, i także wraz z nim się zmieniać. Dlatego właśnie proponowałem, by w nowo otwieranej aptece receptura była początkowo urządzona jak najmniejszym kosztem. Nie ma sensu wyposażać jej w sprzęt „na wyrost”, gdyż takie postępowanie jest nieracjonalne z punktu widzenia ekonomicznego.

Tym razem, zgodnie z zapowiedzią, odpowiedzmy sobie zatem na pytanie – kiedy faktycznie warto inwestować w recepturę i doposażyć ją w nowy sprzęt?

Uzasadnienie ekonomiczne brzmi: oczywiście tylko wtedy, gdy jest popyt na leki recepturowe, do sporządzenia których konieczny jest taki sprzęt. A popyt manifestuje się w receptach, które do apteki trafiają. Jakie więc recepty mogą zachęcić nas do rozwoju receptury? Przede wszystkim, gdy wypisane są na leki do stosowania zewnętrznego, w składzie których znajdują się antybiotyki: najczęściej neomycyna, nystatyna, gentamycyna i chloramfenikol oraz chemioterapeutyk: metronidazol. Mogą to być maści, pasty, pudry płynne, zasypki, roztwory, gałki dopochwowe oraz krople, np. do nosa czy uszu. Przepisy nakładają na nas już od dłuższego czasu obowiązek, aby wykonywać takie preparaty w warunkach zapewniających określoną, wysoką czystość mikrobiologiczną finalnego preparatu.

Preparaty z antybiotykami zapisywane są – w dużych ilościach – przez lekarzy dermatologów i ginekologów. Jeżeli nasza apteka zlokalizowana jest w pobliżu przychodni, gdzie pracują i przyjmują pacjentów medycy o tych specjalnościach, z pewnością należy poważnie myśleć o zakupie na recepturę loży z nawiewem laminarnym, pod którą będziemy wykonywać leki oraz sterylizatora do naczyń. Dzięki tym dwóm sprzętom można będzie wykonywać leki o wysokiej czystości mikrobiologicznej i sprostać wymogom Inspekcji Farmaceutycznej. Inwestycję w sprzęt taki traktować musimy jednak nie jako usprawnienie pracy na recepturze, a wyłącznie jako dostosowanie się do obowiązującego prawa!

Z jakimi kosztami trzeba liczyć się, chcąc wykonywać leki recepturowe z antybiotykami pod lożą z nawiewem laminarnym i przy użyciu wyjałowionych naczyń i utensyliów? Wszystko zależy od firmy i parametrów. Sterylizator to ceny od 2 do ok. 3 tys. zł, loża, w zależności od wielkości i parametrów, to od ok. 2-2,5 tys. zł do ponad 10 tys. zł.

Można myśleć oczywiście o zakupie sprzętu używanego, co znacznie redukuje koszty. Pamiętajmy jednak, że sterylizator i loża z nawiewem laminarnym to nie moździerze i szkło laboratoryjne, których stan ocenić jest bardzo łatwo. To, czy nawiew laminarny i sterylizator działają poprawnie, nie jest widoczne na pierwszy rzut oka! Tymczasem czystość mikrobiologiczną leku, którą mają te sprzęty zapewnić, egzekwują inspektorzy Inspekcji Farmaceutycznej. Pamiętajmy również, że wyjałowione naczynia i nawiew jałowego powietrza to nie wszystko: należy zaopatrzyć się m.in. w preparaty odkażające, osobny fartuch, rękawice… Wiele osób doda jeszcze: w unguator.

Unguator to urządzenie, które w aptekach ma tyluż oddanych zwolenników, co zagorzałych przeciwników. Czym jest? Z pewnością – wyrazem wkraczającej do aptek nowoczesności. Pozwala szybko wykonywać nie tylko maści, ale także czopki i gałki. W zależności od modelu, wkład farmaceuty pracującego przy unguatorze, ograniczać może się wyłącznie do odważenia odpowiednich składników i zaprogramowania trybu pracy urządzenia. Specjalny system końcówek dozujących, aplikatorów, jednorazowych mieszadeł oraz pojemników na maści daje możliwość wykonania leku recepturowego w układzie zamkniętym. Cena? W zależności od konfiguracji i stopnia zautomatyzowania ok. 3-4 tys. zł.

Dlaczego zatem wokół unguatora tyle kontrowersji? Przyczyną wielu z nich jest nieumiejętna obsługa: farmaceuci często dodają do podłoża maściowego substancje czynne bez ich wcześniejszego rozdrobnienia lub roztarcia, skutkiem czego otrzymana postać leku pozostawia wiele do życzenia: charakterystyczne „grudki” powodują dyskomfort u stosującego maść pacjenta, a nierzadko prowadzą np. do podrażnień skóry. Oczywiście poprawne wykonanie leku w unguatorze poprzedzić powinna mikronizacja substancji leczniczej, przeprowadzona w tradycyjnym moździerzu. Kolejną wadą unguatora jest to, że sporządzonego leku… nie widać, a zatem nie jest możliwa ocena jego jakości, którą możemy prowadzić na bieżąco, gdy przygotowujemy lek w miseczce i mieszamy za pomocą pistla.

Pytanie zatem: czy warto inwestować środki finansowe w zakup unguatora? Owszem, gdyż to urządzenie cenne, przydatne, oszczędzające czas, ale niekonieczne w nowoczesnej nawet recepturze. Jeżeli jesteśmy zwolennikami tradycyjnego „kręcenia”, pozostańmy nimi i nie ulegajmy modzie.

W kolejnych artykułach, które ukażą się na łamach „Farmacji Praktycznej”, przedstawię najczęściej spotykane, pochodzące z własnej praktyki, przepisy na leki recepturowe, z którymi mogą zetknąć się wszyscy, którzy dopiero zaczynają swą przygodę z recepturą! Zapraszam do lektury!

autor: dr n. farm. Maciej Bilek
aptekarz, miłośnik i popularyzator receptury aptecznej