Złość to uczucie kłopotliwe. Nie można przecież złościć się na pacjentów; równie niedopuszczalne jest złoszczenie się na kolegę-współpracownika. Czy samo nieokazywanie emocji pozwala się ich pozbyć czy choćby zmniejszyć ich natężenie?
Przypomnijmy sobie pacjenta, który krzykiem domaga się wydania błędnie zapisanego leku lub też oskarża nas o prywatną złośliwość czy nieudolność z powodu decyzji, którą podjęło ministerstwo... Wyobraźmy sobie kolegę, który przed chwilą dostał od nas reprymendę, a teraz, obserwując ten konflikt z pacjentem, uśmiecha się pod nosem „ze złośliwą satysfakcją”. I już jest jasne, że zachowanie spokoju może odbyć się tylko z najwyższym wysiłkiem! Dodajmy, że wysiłek ten kosztuje, a opłata pobierana jest w najcenniejszej znanej walucie: zdrowiu.
Psychologia naucza, że tłumienie złości jest równie szkodliwe, jak jej niepohamowana ekspresja. Może więc sięgnąć po sprawdzony sposób i odreagować w samotności? Niektórzy sądzą, że złość to wewnętrzny czajnik, z którego dla równowagi trzeba czasem upuścić parę.
Współczesna psychologia mówi jednak: to błąd! Wykrzyczane do ściany przekleństwo, kopniak w fotel czy karate na poduszce nie tylko nie wyciszają emocji, ale uczą agresywnych reakcji i zwiększają szansę, że za którymś razem poduszkę zastąpi ktoś z otoczenia!
Dlatego, gdy Mark Twain pisał: „Kiedy się złościsz, policz do pięciu, kiedy bardzo się złościsz, przeklinaj” – miał rację tylko w (pierwszej) połowie.
Co więc robić, gdy wzbiera wewnętrzne tsunami? Na szczęście istnieje sposób radzenia sobie ze złością, a można go opisać w postaci kilku kroków-przykazań, prowadzących, jak to w edukacji, od wiedzy poprzez umiejętności po odpowiednią postawę.
Ostrzegawcze sygnały powinny automatycznie włączać program: „chwila na oddech i przemyślenie taktyki”. Oddech warto potraktować dosłownie – w silnym wzburzeniu oddychamy szybko i płytko albo wcale. Kilka spokojnych, głębokich oddechów w trudnej sytuacji – warto dołączyć też liczenie w myśli, najlepiej wspak – jest jak dodatkowy falochron!
Drugi punkt programu to śledzenie automatycznych „gorących myśli”, które w systemie są niczym zakłócenia. Najniebezpieczniejsze z nich to przypisywanie sobie racji, sprawiedliwe oburzenie, niska samoocena i błyskawiczne osądzanie innych. Trzeba wypracować w sobie nawyk transformacji takich sygnałów.
Myśl „przecież to oczywiste, dlaczego on tego nie widzi?!” trzeba zmienić np. w taką „jestem wzburzony, dlatego widzę tylko swoją rację, która jest częścią prawdy”. Myśli w stylu „jak ona mogła tak powiedzieć/zrobić?!” – w „co w moim zachowaniu/sytuacji każe jej tak myśleć, tak mówić, tak się zachowywać”. Albo: „Czy aby nie traktuję tego zbyt serio, zbyt osobiście?”.
Święte oburzenie jest sygnałem traktowania siebie zbyt serio – każda, nawet przypadkowa, zniewaga brana jest wtedy osobiście. Podobnie jest z niską samooceną. Zamiast: „Traktują mnie jak byle co”, warto pomyśleć: „Mam dla siebie zbyt wiele szacunku, żeby uznać to za prawdziwą obrazę”. A oceniające myśli w tylu: „Jak można być tak niemądrym, ślepym, zadufanym w sobie?!” itp. Otóż takie myśli warto potraktować jak widok z lustra, osobiste ostrzeżenie.
Jak dowodzi doświadczenie psychoanalityków, najbardziej drażni nas u innych nie to, co ich od nas różni (czy wysoki musi się złościć na niskich?), ale te cechy i zachowania, których nie chcemy zauważyć u siebie! Jeśli sam bywam nieuczciwy, ale nie chcę się przed sobą przyznać, wszędzie będę widział kombinatorów; jeśli się boję, zamiast własnej czujności zobaczę, że wszyscy mnie obserwują, itd. Nazywa się to słusznie mechanizmem projekcji – zamieńmy zatem projektor na wewnętrzny monitor, a wszystko się zmieni.
Podsumowanie
Można zadać pytanie: skoro to takie proste, to dlaczego tego nie robimy? Odpowiedź jest oczywista: bo to wcale nie jest proste! Pracę nad złością trzeba potraktować jak program treningowy: opanowanie żywiołu wymaga wielokrotnych ćwiczeń. Ale warto je podjąć, bowiem z czasem pozwolą odnaleźć jedyne panaceum dla destruktywnej złości, jakim jest spokojna praca nad problemami, które leżą u źródeł przykrych sytuacji.
Prawo strzeże jakości generyków
Problemy z oczami wieku średniego i później