autor: dr Tomasz Skalski
socjolog, wykładowca Uniwersytetu Śląskiego, Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej i Wyższej Szkoły Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach, trener zarządzania i technik menedżerskich
„Zmiany, zmiany, zmiany...” – to słynna wypowiedź świeżo upieczonego dyrektora do swojego byłego przełożonego pochodząca z kultowego filmu Stanisława Barei. Trudno o trafniejszy komentarz do dzisiejszej rzeczywistości. Nowe stanowisko, nowy współpracownik, nowy zespół, nowy szef oto niepełna lista powtarzających się i potencjalnie niebezpiecznych momentów w życiu zawodowym. Jak wiadomo, każda zmiana rodzi opór, a opór to... stres.
Jeśli, jak większość, nie przepadasz za rewolucjami w relacjach służbowych, nie powinnaś/neś się dziwić. Oto po latach współpracy nauczyłaś/eś się wreszcie czytać wyrazy twarzy, a nawet myśli swojego szefa. Szef zaś ma w pamięci Twoje silne i słabe strony: przymyka oko na to czy tamto, bo zna Twoją wartość na innych polach. I nagle – przewrót! Wszystko trzeba zacząć od początku, dawne zasługi zostają przewartościowane lub skasowane, a nowe wymagania i kryteria jeszcze nie są znane. Twoje sposoby kontaktu z pacjentem czy usprawniania pracy z dokumentacją, z których byłeś dumny – w oczach nowego szefa wypadają jako „zbyt poufałe” i „bałaganiarskie”. To może zaboleć. Powiedzmy jednak od razu – istnieje tylko jedna dobra strategia radzenia sobie z tą zmianą. Jest nią mądra akceptacja. Poniżej kilka zasad pomocnych w układaniu relacji z nowym szefem, tak by nie ułożyły się one w grę: „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” — to oczywiście tytuł filmu, z którego pochodzi początkowy cytat.
Zasada I – zaakceptuj zmianę. Każda odmiana w życiu i w pracy może być postrzegana na dwa sposoby: jako zagrożenie (problem) lub jako szansa. Wybór między „odrzuceniem” a „akceptacją” to pierwsza i najważniejsza Twoja decyzja pod nowymi rządami. Jeśli swoją sytuację zdefiniujesz jako problem/zagrożenie, doświadczysz wszystkich wątpliwych dobrodziejstw i niewątpliwych negatywnych skutków nadmiernego stresu. Wpadniesz w pułapkę instynktownych reakcji pochodzących z czasów, w których nie było aptek i szefów, za to były gry plemienne, tygrysy szablozębne i mamuty. Twoje obserwacje szybko staną się nadwrażliwe, a działania nerwowe. Zamiast spokojnie pracować nad wzajemną relacją, zaczniesz prowadzić „ssaczą politykę” – sprowadzającą się do rozpaczliwych prób utrzymania pozycji w stadzie. Jeśli podświadomie uwierzysz, że Twój szef to odpowiednik tygrysa czy mamuta – będziesz uciekać przed nim lub z nim walczyć, a może nawet na przemian robić jedno i drugie. Działanie w stresie jest antykreatywne, schematyczne i prymitywne. Czy naprawdę chcesz pokazać się szefowi od tej strony? Jaką etykietę przyklei Ci twój szef, obserwując takie zachowania?
Właśnie dlatego pierwszym zaleceniem jest utrzymanie nastawienia „zmiana jako szansa”. Pojawienie się nowego szefa to doskonała okazja, by zrobić remanent w sposobach pracy oraz udoskonalić to i owo, by uzyskać nowe informacje na swój temat oraz potrenować trudną sztukę budowania relacji. Dobrych relacji nie dostajemy w prezencie – trzeba je zbudować. To trochę tak, jak w małżeństwie – dobre „pożycie” jest punktem dojścia, a nie wyjścia, zaś „różnice charakterów” nie powinny być impulsem dla rozstania, ale bodźcem do wspólnego wysiłku!
Oczywiście „do tanga trzeba dwojga”... Jednak zanim zaczniesz narzekać, że tylko Ty się starasz, pamiętaj, że Twoja postawa także wpływa na szefa, tak jak jego zachowanie na Ciebie. A budowanie relacji wymaga nie tylko chęci, ale też czasu.
Stąd płynie zasada II – bądź cierpliwa/y, obserwuj, ale nie oceniaj (przedwcześnie) szefa. Większość artykułów na temat relacji z szefem zachęca do szybkiego orientowania się, z jakim „typem przełożonego” masz do czynienia. Łatwo znajdziesz gotowe typologie: „dobry ojciec”, „słabeusz”, „kolega”, „gwiazda” czy „terrorysta”? Oto przykładowe szufladki, do których masz upchnąć swoje odczucia i obserwacje. A gdy tylko rozpoznasz „charakter” szefa – należy zacząć „odpowiednio” postępować: wspierać „słabeusza”, nie odtrącać „kolegi”, nie błyszczeć zanadto przy „gwieździe”, a „terrorystę”... najlepiej obchodzić szerokim łukiem. Oczywiście diagnoza, podobnie jak w medycynie i farmacji, jest bardzo ważna. Jednak skutki błędnej diagnozy, znów jak w sztuce lekarskiej, bywają dotkliwsze niż jej brak! Każda etykieta uruchamia lawinę „samospełniających się proroctw”. Powiedzmy, że przedwcześnie uznałaś/eś nowego szefa za „terrorystę” – z powodu jakiejś emocjonalnej wpadki w początkowym, stresującym dla was obojga okresie. Zgodnie z zaleceniem zaczynasz więc ignorować jego emocje oraz unikać poważniejszych rozmów czy konfrontacji.
W reakcji Twój nowy szef zdefiniuje Cię jako... wycofanego, opornego i... niechętnego. To oczywiście podsunie mu myśl, że trzeba by Tobą solidnie potrząsnąć! Gdy to zrobi, kółko się zamknie, a Twoja fałszywa definicja zyska potwierdzenie.
Dlatego też w początkach współpracy utrzymuj otwarty umysł: „na razie nie wiem, co to za człowiek”. Będziesz w stanie bardziej bezstronnie przeprowadzić ważne obserwacje. Co najbardziej ceni nowy szef – szybkość reakcji czy skrupulatność w przygotowaniu do działania? Jak myśli – analizuje i lubi szczegóły czy patrzy syntetycznie i woli dostawać całościowy obraz sytuacji? Jak podejmuje decyzje – robi to samodzielnie czy oczekuje Twojej rady? Ważną sprawą będzie dopasowanie się do nowych wymagań oraz otwarta rozmowa o tych spośród nich, których nie potrafisz lub nie jesteś gotów spełnić. A to wymaga czasu i... otwartości!
Zasadą III, którą chcę zaakcentować, będzie właśnie reguła maksimum otwartości w kontakcie z nowym szefem. Oczywiście nie chodzi o nachalną prostolinijność (choć i ona byłaby lepsza niż obłuda i intryganctwo), ale o szczerość zamiast hipokryzji. Popularna strategia służalczości lub wzajemnych podchodów na początku współpracy łatwo przechodzi w stan chroniczny. Z budowaniem relacji nie da się „poczekać” – choćbyś stosował/a uniki – i tak jakoś się przed szefem zaprezentujesz, lepiej lub gorzej. A skoro owo „pierwsze wrażenie” jest nieuchronne, to lepiej pokazać otwartość, uprzejmość i gotowość do współpracy niż fałsz, nieufność i dystans. Oczywiście pilnując, by pozytywne zachowania nie przekroczyły cienkiej granicy służalczości czy podlizywania się.
Wreszcie zasada IV – jeśli mimo zastosowania pierwszych trzech zasad współpraca się nie układa, bądź cierpliwa/y i potraktuj to doświadczenie jako lekcję. Praca ze złym przełożonym może wiele nauczyć. Badania wybitnych liderów pokazują, że dla wielu z nich kluczowym doświadczeniem było... posiadanie złego szefa! Oczywiście, gdyby było niebezpiecznie – nie wahaj się podjąć „walki” o siebie. Jednak nawet w takim przypadku otwarta rozmowa i akceptacja dla odmienności i zmian będą lepszym orężem niż gniew i poczucie krzywdy. Szef, jaki by nie był, podobnie jak Ty, jest przede wszystkim czującym i myślącym człowiekiem. Zbyt często w pracy zdajemy się o tym zapominać.
Zioła laktogenne
Alergik w wielkim mieście – co i jak jeść?