Życie jest piękne

19.12.2008

4 minuty

Od Trzech Króli do Kusego Wtorku

Do schyłku XVIII w. huczne zabawy sylwestrowe należały do rzadkości. Wieczór sylwestrowy na wsi przypominał raczej mniej uroczysty wieczór wigilijny. Tego dnia pieczono małe chlebki, by móc się podzielić nimi z domownikami i złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia. Stary rok starano się zakończyć w zgodzie, unikając wszelkich waśni. W Nowy Rok wstawano wcześnie i obserwowano niebo, wróżąc czy będzie on obfity i urodzajny. Znalazło to odbicie w przysłowiach, np. „Jak Nowy Rok jasny i chłodny, tak cały roczek pogodny i płodny”.

Mięsopusty, luperkalia i maszkary


Karnawał był obchodzony huczniej aniżeli sam Sylwester. Był to okres trwający od 6 stycznia (święto Trzech Króli) do środy popielcowej, a właściwie wtorku zwanego wówczas „diabelskim” bądź „kusym”. Zygmunt Gloger – historyk, folklorysta i etnograf - tak pisze o zabawach karnawałowych w swojej Encyklopedii staropolskiej: Karnawał, od carn-aval, mięsożerstwo, u nas pospolicie zapustem zwany. Ściśle biorąc, tylko 3 dni ostatnie przed Popielcem stanowią zapust, obszerniej cały czas od Nowego Roku lub Trzech Króli aż do Popielca tak się nazywa. W wiekach średnich sposobiono się do wielkiego postu wstrzemięźliwością od mięsa (stąd ruska maślnica). Stada zapusty ówczesnym stylu kościelnym carnis-privium (mięsopust), porzucenie mięsa się zwały. I dalej: Karnawał winien swój początek świętom pogańskim, luperkalia i bacchanalia zwanym. Odgłosem i zabytkiem owych czasów są karnawałowe biesiady, tańce i maszkary. Swawole karnawałowe dawały okazje kaznodziejom staropolskim do nazywania ich nie zapustami, ale „rozpustami”. Patrząc na te płoche zabawy, jeden z ambasadorów Solimana II, powróciwszy do Stambułu, rozpowiadał, że w pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacyji i że dopiero jakiś proch sypany im potem w kościołach na głowy leczy takową. Kościół, chcąc zapobiec, aby zabawy nie przechodziły w grzeszną rozpustę, ustanowił na czas karnawałowy nabożeństwo czterdziestogodzinnem zwane. Nabożeństwo to w Polsce zaprowadził arcybiskup gnieźnieński Stanisław Karnkowski.

Tokaj i przesądy


W dawnych wiekach oferty spędzania czasu na Sylwester nie były tak różnorodne jak dziś. Na pewwno starano się zorganizować go z fantazją. Staropolska szlachta wznosiła o północy toast tokajem. Strzelała także z bicza oraz z rusznic, aby wygonić Stary Rok. Tradycja witania Nowego Roku szampanem dotarła do Polski dopiero w czasach powojennych. Pierwszego dnia obdarowywano się też drobnymi prezentami. Wedle staropolskich wierzeń mężczyzna, a zwłaszcza blondwłosy chłopiec, wnosi do domu powodzenie i szczęście, zaś najgorszym, co może się zdarzyć jest wizyta kobiety. Choćby najpiękniejsza, mogła sprowadzić nieszczęście. Zwiastunem dobrego roku miały być też narodziny dziecka dnia 1 stycznia. Koniec roku obfitował w różnego rodzju przesądy. Dziewczęta, chcąc dowiedzieć się jaka czeka je przyszłość, czyniły wróżby podobne do andrzejkowych: lały wosk oraz próbowały zobaczyć w lustrze odbicie swojego przyszłego męża.
W Sylwester mieszkańcy Pomorza mieli w zwyczaju w dzień obwiązywać drzewka owocowe słomą i wtykać w nią krzyżyki z ciasta, aby zapewnić sobie urodzaj w nadchodzącym roku. Tej nocy młodzi kaszubscy chłopcy mieli prawo do bezkarnych psikusów, co oczywiście trzeba im było wybaczyć. Przed północą wychodzili z klekotkami na wieś i hałasując odganiali Stary Rok. Kaszubskie tradycje są wciąż żywe i do dziś możemy tam spotkać barwne grupy noworocznych kolędników. Z kolei górale dzwonili monetami, przywołując w ten sposób szczęście na Nowy Rok.


Autor: „Redakcja”

Inne artykuły tego autora

Poprzedni artykuł

Marta liże mumię, czyli Broumov wita

Następny artykuł

Daj się (l)omotać!

Polecane dla Ciebie

Szkolenia