W sklepach z reprodukcjami klienci pytają o niego częściej niż o Van Gogha, a domy aukcyjne wciąz sprzedają jego prace, za które często trzeba zapłacić nawet przesłżo 600 tys. zł. Cóż jest w twórczości Wyspiańskiego, co tak hipnotyzuje i porusza? Geniusz i to wszechstronny.
Żona, dzieci, koledzy
Był tłumaczem, choć zarzucano mu zbyt dowolną interpretację tekstów. Pisał dramaty, choć nie wszystkie chciano wystawiać. Projetował kostiumy i scenografie. Rysował i malował. Jego ulubionymi modelami były dzieci, żona i przyjaciele. Nigdy nie męczył ich dłużej niż 15-30 minut, góra godzinę. Mawiał, że gdyby pozowali dłużej, nie powstałby obraz, ale historia danej osoby. Wyspiański, o czym niewiele osób wie, był także nowatorskim jak na swoje czasy designerem i architektem wnętrz. Projektował całe pomieszczenia, do najmniejszego szczegółu, tworząc precyzyjnie obmyślone dzieło sztuki.
Szokujący róż
Artysta zaprojektował trzy pomieszczenia użytkowe: jedną z sal Pałacu Sztuki, Dom Lekarski i mieszkanie Tadeusza Boya Żeleńskiego. Wszystkie te obiekty znajdują się oczywiście w Krakowei, w którym artysta żył i tworzył. Nowatorstwo i śmiałość Wyspiańskiego polegały m.in. na malowaniu ścian odważnymi, ostrymi kolorami. Dziś, oczywiście, pompejański róż czy kanarkowy żółty nikogo nie dziwią. Przeszło sto lat temu było jednak inaczej.
W Pałacu Sztuki pod sufitem artysta namalował fryz z pelargoniami, ściany obłożył drewnianą boazerią, między którą umieścił obrazy i rzeźby kolegów z grupy „Sztuka”. Na środku sali zaś ustawił potężne siedziska. O tym, jak wyglądało to wnętrze, wiemy dzięki zachowanej fotografii.
Drzemka niemożliwa
Najpełniej jednak styl Wyspiańsiego przejawił się urządzeniu wnętrz Domu Towarzystwa Lekarskiego, które miało być dla lekarzy miejscem spotkań, na wzór klubów angielskich. W Sali Posiedzeń nie tylko ściany, ale także sufity artysta pokrył jednolitym różowym kolorem. W Polsce była to absolutna nowość! Sale obiegął kilim nawiązujący do dekoracji fryzu, a więc do ulubionych przez artystę pelargonii, zwanych potocznie krakowiakami. Tak, jak zarządali od artysty zleceniodawcy, wszystkie elmenty wnętrza podporządkowane były naturze. Nawet żyrandole przypominały płatki śniegu.
W sali stały niewygodne krzesła o zaokrąglonych poręczach, na których nie dało się położyć rąk. Podobno kiedy ktoś skarżył się na ich niewygodę, Wyspiański ironicznie powiedział: „Kiedy krzesła są wygodne, wówczas na posiedzeniach śpią. Krzesła urządzone są tak, aby ktoś, kto się zdrzemnie, zsunął się łagodnie na podłogę: do tego zmierza prosty grzbiet, głądkie skórzane siedzenie i łukowato zaokrąglona poręcz...”
Jak zwykle trudno było przewidzieć, w jakim stopniu Wyspiański mówił poważnie, a w jakim sobie żartował. Interesująca w Domu Towarzystwa Lekarskiego jest żółta klatka schodowa, silnie kontrastująca z żółto-niebieskim witrażem wyobrażającym Apolla. Zaś secesyjna, sprawiająca wrażenie zbyt dużej poręcz, wykorzystuje modny motyw liści kasztanowca.
Z miarką u przyjaciela
Najbardziej jednak zdumiewające wydaje się urzązenie mieszkania świeżo poślubionych małżonków Zofii i Tadeusza Żeleńskich, bliskich przyjaciół artysty. O tym mieszkaniu stało się głośno dzięki samemu Tadeuszowi Boy-Żeleńskiemu, który swoje „tortury” opisał w artykule pt. „Historia pewnych mebli”. Zacznijmy od ścian, które miały mieć oczywiście ten sam kolor, co sufit, czyli w salonie amarantowy, w sypialni szary, zaś w jadalni ciemnoniebieski. Na ten sam kolor sufitu co ścianjednak gospodarz domu się nie zgodził. Zbyt był przywiązanydo tradycyjnej sztukaterii, po wtóre obawiał się, iż kolejnym najemcom mieszkania takie nowatorstwo mogłoby się nie spodobać.
Pozostało więc Wyspiańskiemu zaprojektowanie mebli. No i tutaj zaszalał. Dokładnie wymierzył wszystkie pomieszczenia, by stworzyć meble o idealnych proporcjach. Według Wyspiańskiego, nie mogły się one znaleźć w żadnym innym wnętrzu, bo tylko w tym tworzyły idealną harmonię. Nie wolno też ich było przestawić! Nawet gdyby Żeleńscy mogli to zrobić, z pewnością mieliby spore trudności. Meble były bowiem bardzo ciężkie i niewygodne.
Ucieczka z salonu
Meble Wyspiańskiego doprowadziły właścicieli do rozpaczy. Nie dało się na nich zdrzemnąć, bo kanapy były za krókie, w salonie kant oparcia bezlitośnie wbijał się w plecy, krzesła miały tak płytkie siedziska, że można było na nich siedzieć tylko częścią pośladka.
Kiedy Żeleńscy delikatnie zaprotestowali, Wyspiański usiadł na krzesełku i zademonstrował, że można na nim nie tylko siedzieć, pisać, rysować, ale nawet opierając się o poręcz zjeść obiad. W końcu artysta uległ prośbie przyjaciół i niepocieszony powiększył nieco siedzisko. Co i tak nie zmieniło faktu, że meble pozostały bardzo niewygodne. Tymczasem, o zgrozo, artysta uważał, że właśnie takie powinny być, bo gdy są zbyt wygodne, wówczas goście siedzązbyt długo i zabierają czas potrzebny do pracy. Cóż zresztą artysta mógł wiedzieć o urządzeniu salonu, skoro w swoim domu takiegoż nie miał, a gości przyjmował w pracowni...
Całe wnętrze niemal pozbawione dekoracji, trochę ludowe, sprawiało wrażenie bardzo surowego i nieprzytulnego. Dlatego, w tajemnicy przed artystą, Żeleńscy przesiadywali w gabinecie pisarza na starych dobrych meblach abgielskich. A gdy tylko nadarzyła się okazja, meble zaprojektowane przez przyjaciela z radością odsprzedali do zakopiańskiego sanatorium prowadzonego przez dra Andrzeja Chramca. Dziś z wyposażenia mieszkania niewiele pozostało, zaledwie kilka oryginalnych mebli i późniejsze kopie. Można je oglądać w Muzeum Wyspiańskiego w Krakowie.
Cztery w jednym
Artysta zaprojektował też dla jednego ze swoich przyjaciół nowatorski mebel, który był jednocześnie łóżkiem, komodą, szafą i stolikiem. Można przypuszczać, że projet ów też nie należał do najwygodniejszych w użytkowaniu. Artysta projektował również meble do teatru, tworząc świetlice Bolesłąwa Śmiałego. Krzesłą, stoły i łóżka Wyspiańskiego na szczęście nie doczekały się masowej produkcji. Zresztą, któż chciałby je kupić? Nie można jednak artyście odmówić pomysłowości i poczucia humoru, co jest domeną wielkich indywidualności.