Sztywne ceny na leki refundowane dzielą branżę

 7 minut

Teresa Zmorzyńska, farmaceutka z Łodzi
Ustanowienie sztywnej marży na leki refundowane, to duży plus dla małych aptek, które mogłyby kupować leki z hurtowni po takiej samej cenie, co duże placówki sieciowe. Dziś więksi kontrahenci mogą liczyć na większe zniżki, co sprawia, że małe apteki są po prostu eliminowane z rynku. Duże placówki mogą kupić leki taniej i w związku z wysokimi obrotami taniej je sprzedawać. My, aby sprostać takiej konkurencji, musielibyśmy oferować leki refundowane poniżej kosztów zakupu, co jest przecież nierealne. Mam nadzieję, że nowelizacja przepisów zmieni tę sytuację i apteki będą mogły ze sobą konkurować na poziomie jakości obsługi pacjenta, a nie ceny leków. Z drugiej jednak strony pacjenci będą wybierać teraz te apteki, które są bliżej. Może to oznaczać, że przetrwają jedynie te, które znajdują się w centrach miast. Gdzie wtedy podzieją się farmaceuci z aptek, które upadną? W dobie kryzysu może być im bardzo trudno. Wiele aptek już teraz jest na skraju bankructwa. Rynek farmaceutyczny jest specyficzny. Każda próba zmiany czegokolwiek może skończyć się fatalnie.

prof. Marek Naruszewicz, dziekan wydziału farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego w Warszawie
Projekt resortu zdrowia, zakładający usztywnienie marży i cen, to krok w dobrym kierunku. Dobrze by było, gdyby za nim poszedł jeszcze jeden – obniżenie cen. Szczególnie dotyczy to tych leków, które ratują życie. Nie może być tak, że w cywilizowanym kraju ludzie umierają, bo nie stać ich na leki. Według mnie powinny być one za darmo. Oczywiście chodzi o te leki, które zostały sprawdzone i są dowody, że są skuteczne. Niestety, nie można powiedzieć tego o wszystkich lekach, które są na liście refundowanych. Dlatego obawiam się, że całe to zamieszanie ze stałymi marżami to próba zrobienia biznesu i nic więcej. Z jednej strony rozumiem intencję, bo sytuacja w której leki z dopłatą od państwa kosztują różnie, w zależności od apteki, jest niezdrowa. Z drugiej strony, zmiany powinny zacząć się od zweryfikowania listy i zostawienia na niej najbardziej potrzebnych medykamentów. Bo według mnie, kilkadziesiąt procent z nich to zwykłe placebo, które mogłoby być zastąpione witaminami. Na liście leków refundowanych znalazły się, bo komuś na tym zależało. Czy będą sprzedawane po stałej i zmiennej marży, nie wpłynie to na ich skuteczność. A skuteczność leczenia powinna być tu najważniejsza.

Stanisław Maćkowiak, prezes Federacji Pacjentów Polskich
Zmiany w przepisach dotkną przede wszystkim pacjentów. Bez konkurencji cenowej leki będą jeszcze droższe. Z naszych wyliczeń wynika, że nawet o 9-12 proc. Już teraz pacjenci płacą za około 70 proc. świadczeń medycznych. Nowelizacja przepisów jeszcze ten stan pogorszy. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że odpłatność za leki i leczenie nie powinna być większa niż 40 proc. sumy, jaką pochłania dochodzenie pacjenta do zdrowia. W Polsce te standardy nie są przestrzegane. Zbyt duże obciążenie chorych może doprowadzić do tego, że nie będą mieli się za co leczyć. Dlatego, zamiast wprowadzać sztywne marże, lepiej byłoby wprowadzić górną granicę, powyżej której nie można by było sprzedawać leków refundowanych. Obecnie to pacjenci decydują o tym, w której aptece kupować leki. To oczywiste, że najczęściej wybierają najtańsze placówki, co powoduje, że aptekarze obniżają ceny. W proponowanych zmianach nie ma miejsca na zdrową konkurencję, a przy braku konkurencji przegrywa przede wszystkim pacjent.

Andrzej Bulc, farmaceuta z Warszawy
Stałe marże odbierają nam prawo do działalności gospodarczej. To niszczenie wolnego rynku i powrót do minionej epoki. W jaki sposób mam skłonić pacjentów, by wybrali moją aptekę? Obecnie jedynym czynnikiem zachęcającym pacjenta do zakupu w mojej aptece jest cena leku. Niektórzy szefowie aptek zatrudniają w swoich placówkach pielęgniarki, które mierzą ciśnienie czy cukier we krwi, ale to są tylko jakieś happeningi. Tak naprawdę sukces interesu leży w umowach z hurtowniami i polityce cenowej. Niektóre leki opłaca się sprzedać taniej, nawet przy zerowej marży, by przyciągnąć klientów. Wiadomo, że pacjenci zawsze kupią coś jeszcze i na tym można zarobić. Odbieranie nam tego mechanizmu stawia nas przed widmem upadłości. Nikt nie wie, jak zachowa się rynek. Być może w małych miejscowościach nic się nie zmieni. Ale w takich miastach jak Warszawa, gdzie działa mnóstwo aptek, cena jest niezwykle ważna. Wprowadzenie stałych cen na leki refundowane może całkowicie zachwiać rynkiem.

Piotr Jóźwiakowski, prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Krakowie
Wprowadzenie stałych marży na leki refundowane to nie jest najlepszy pomysł. Przede wszystkim stawia na nierównej pozycji hurtowników i aptekarzy. Niby marża jest taka sama dla jednych i drugich, a jednak kwota różni się i to znacznie. Bo te 8 proc. od leku, który w hurtowni kosztuje, dajmy na to 2 tys. zł, to przecież nie to samo, co 8 proc. od 10 zł, za które ten lek będzie sprzedany w aptece. Czyli jak zawsze wielcy przedsiębiorcy będą zarabiać krocie, a mali grosze. Dlatego lepszym, moim zdaniem, rozwiązaniem byłby system, w którym zyski i koszty z rozpowszechniania leków refundowanych byłyby rozdzielone po równo miedzy aptekarzy i hurtowników. Trzeba pamiętać, że obrót tego rodzaju medykamentami to dla większości aptek aż 60 proc. zysku. Ujednolicenie cen może oznaczać poważne kłopoty dla wielu z nich. Do tej pory nad ustalaniem cen czuwała niewidzialna ręka rynku. To się sprawdzało, bo przecież ceny leków refundowanych były często niższe niż te, które nastaną po wprowadzeniu sztywnych marży. Rozumiem intencję ustawodawcy, ale uszczęśliwianie innych na siłę często źle się kończy.