Yerba mate zyskuje w Polsce coraz większą popularność, szczególnie wśród osób prowadzących aktywny tryb życia. Ci, którzy do tej pory mówili, że bez porannej kawy nie mogą rozpocząć dnia, teraz nie potrafią się obyć bez naparu z yerby. Chwalą sobie jej pobudzające właściwości i to, że w przeciwieństwie do kawy, nie wywiera ona negatywnego wpływu na zdrowie. Ba! Stosowana bywa nawet jako lekarstwo.
Yerba jest dobra na wszystko
Wiele osób nazywa ten napój herbatą. To błąd! Yerba mate uzyskiwana jest z zupełnie innej rośliny i nie ma nic wspólnego z krzewem herbacianym. To wysuszone i zmielone liście ostrokrzewu paragwajskiego, który po zaparzeniu daje niezliczone korzyści zarówno dla naszego ciała, jak i psychiki. Poza tym, że poprawia on zdolność koncentracji i likwiduje zmęczenie, ma też kojący wpływ na nerwy i mięśnie. Powinny się nim zainteresować osoby mające problemy z trawieniem: yerba mate doskonale poprawia przemianę materii i zmniejsza łaknienie, co bywa wykorzystywane w kuracjach odchudzających. Ten pochodzący z Ameryki Południowej napój rewelacyjnie sprawdza się w krajach przemysłowych jako antidotum na zanieczyszczenia: skutecznie wypłukuje z naszego organizmu rakotwórcze metale ciężkie, takie jak ołów czy rtęć. Lecznicze właściwości yerby można by wymieniać jeszcze długo. Niektórzy twierdzą, że pomaga ona także na poważniejsze schorzenia: anemię, depresję, miażdżycę, alergię czy reumatyzm.
Napój bogów
Choć yerba nie jest gatunkiem herbaty, oba te napoje łączy kilka podobieństw: długa historia, pochodzenie z dalekich stron i piękna celebracja spożywania. Yerba mate to tradycyjny napój indian z plemienia Guarani, którzy od stuleci piją go codziennie w ogromnych ilościach. Kolonizatorzy, którzy przybyli do Ameryki Południowej w XVI wieku, szybko zauważyli, że tubylców cechuje nieprawdopodobna wręcz odporność na zmęczenie. Indianie twierdzili, że to zasługa „napoju bogów”, który Europejczykom na pierwszy rzut oka mógł przypominać pokruszone, rozmoczone i nadgniłe siano. Nic dziwnego, że yerba początkowo wydała im się substancją wysoce podejrzaną, a jej spożywanie zostało zakazane. Napój ten wypromowali dopiero... jezuici. Uznali oni, że opijanie się yerbą będzie dla kolonizatorów i tak lepsze niż ich dotychczasowy alkoholowy nałóg. Ostrokrzew paragwajski zyskał w oczach Europejczyków tak bardzo, że zaczęto go nazywać „zielonym złotem”.
Parzymy i czekamy
Dziś yerba mate w sklepach dostępna jest w torebkach ekspresowych. Smakosze herbaty wiedzą, że taki sposób zaparzania odbiera ich ukochanemu napojowi cały smak i urok. Dokładnie tak samo sprawa przedstawia się z yerbą – aby otrzymać to, co w niej najlepsze, potrzeba czasu, spokoju i zachowania kilku podstawowych zasad. Aby rozpocząć przygodę z yerbą będziemy potrzebowali torebki sproszkowanego ostrokrzewu paragwajskiego, naczynka (na początek wystarczy zwykły kubek) i specjalnej rurki z sitkiem, zwanej „bombilla”. Najbardziej zaskakująca jest ilość suszu zużywanego na jedno zaparzenie – powinien on zajmować nie mniej niż 1/3 naczynka. Zalewamy go powoli wodą o temperaturze około 75°C. Czekamy... i teraz wiadomo już, czemu bombilla jest wprost niezbędna. Unoszący się na powierzchni naparu susz uniemożliwia picie yerby w normalny sposób!
Potrzeba niewiele
Zdobycie potrzebnych akcesoriów nie jest trudne. Yerba mate stała się tak popularna, że zakupimy ją w każdym dobrym sklepie zajmującym się sprzedażą herbat. Tak zwany zestaw podstawowy to wydatek około 50 zł. Oprócz suszu i rurki „bombilli” znajdziemy w nim specjalne naczynko, które pozwoli nam w pełni cieszyć się smakiem tego napoju. Najczęściej jest to tykwa, czyli wydrążony w środku owoc rośliny z gatunku dyniowatych. Zdarzają się także naczynia ze skóry, metalu lub z drewna o nazwie palisander. Materiał, z którego wykonano nasze naczynko, będzie miał wpływ na smak naparu, dlatego warto zastanowić się nad jego wyborem. To także powód, dla którego większość osób szybko porzuca tradycyjne szklane czy porcelanowe kubki.
Przy jednej tykwie
Dla indian Guarani picie yerby to nie tylko sposób na zaspokojenie pragnienia, ale rytuał związany z gościnnością. Naczynie z napojem krąży między przyjaciółmi niczym fajka pokoju. W przeszczepieniu na polski grunt tego zwyczaju może nam przeszkadzać wyczulenie na sprawy higieny. Nie brak jednak osób, które chwalą sobie yerbę jako urozmaicenie spotkań towarzyskich czy rodzinnych.
– Siadamy ze znajomymi, podajemy sobie tykwę i mamy czas dla siebie – mówi Michał Buczek, który od dwóch lat pije yerbę niemal codziennie. – Ten napój nie lubi pośpiechu. To znakomita szansa na integrację!