Czy genialna piosenkarka może kompletnie nie umieć się ubrać? Tak. Edith Piaff była tego dowodem. Zdjęcia z mężem Theo Sarapo z 1963 r. czy wcześniejsza, o prawie piętnaście lat nowojorska fotografia z Marcelem Cerdanem i Sonją Henie, mogą przyprawić wrażliwców o zawał. Tak nie może pokazać się publiczności żadna gwazda. Tymczasem Edith pozowalała sobie robić zdjęcia bez skrępowania.
Zaułki Paryża
Artystka fatalny gust wyniosła z paryskiego Belleville, skąd pochodziła i gdzie stawiała swoje pierwsze kroki jako śpiewaczka uliczna. Koszmarne kostiumy w stylu elegantki dla ubogich zarzuciła, dopiero gdy jako dwudziestolatka przeniosła swe występy w okolice Pigalle, Montmartre’u i placu du Tertre. Jak eufemistycznie ujmują to autorzy poświęconej jej biografii pt. „Niczego nie żałuję”, wybrała styl „artysta powściągliwy”. Zresztą i tak musiał być beznadziejny, skoro Louis Lemplee, człowiek, który zabrał ją z ulicy i dał pierwszą w jej życiu posadę, na wstępie zdecydował, że piosenkarka występy w kabarecie Le Gerny’s rozpocznie od przebrania się. I tak debiutująca Piaff miała wystąpić w czarnej sukni z modnym wówczas dzierganym na drutach sweterku. I wystąpiła w nim. Prawie... Przed koncertem okazało się, że debiutantka nie wyrobiła się ze zrobieniem jednego rękawa! By ratować sytuację, zarzucono jej na ramiona fioletowy jedwabny szal. I wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie ekspresywny wyrzut ramion przed zejściem ze sceny. Szal opada, a uwiedziona głosem artystki publiczność dostrzega niekompletność stroju. Salwę śmiechu zagłuszają jednak gromkie brawa. Siedzące na widowni sławy paryskiej society wiedzą, że Lemplee, zapowiadając „wróbelka”, nie zmyślał. Właśnie objawił się im naturalny, wzlatujący z ulicznego błota nieokrzesany talent!
Lukrowanie papryki
To co potrafiła docenić publiczność Le Gerny’s, tego mimo powtarzających się w książce deklaracji nie potrafią docenić jej autorzy. Na wszelkie sposoby starają się przypudrować te rysy charakteru Piaff, które mogłyby w ich mniemaniu zaszkodzić legendzie. To bywa irytujące. Na przykład w trzecim rozdziale narrator deklaruje, że Edith nie miała zamiłowania do strojów ani świecidełek. Wybierała za to czystą, zawsze elegancką czerń. Natomiast już w piątym rozdziale czytamy: „Raymond (Raymond Asso, jej opiekun artystyczny, autor piosenek i kochanek - przyp red.) uczy ją, że fioletowa apaszka na zielonym swetrze nie pasuje do niebieskiej spódnicy i tenisówek. Ściera z jej ust wyzywającą szminkę, która na bladej twarzy wygląda jak rana”. Również prostytuująca się młoda Edith ukazywana jest w glorii męczeństwa: „Opowiadają, że Edith, by zdobyć pieniądze na opłacenie pogrzebu córki, prostytuowała się. Jakie to ma znaczenie. Z ciała nieczystości można szybko zmyć, ale z duszy? Jej dusza pozostaje rozdarta na zawsze”. Te egzaltowane słowa brzmią jeszcze w uszach czytelnika, który już kilka stron dalej dowiaduje się, że Edith nie była osobą stworzoną do pracy w sklepie, natomiast ukojenia i wsparcia chętnie szukała w ramionach przygodnie spotkanych mężczyzn.
Mężowie w kolejce
Pisząc o książce nie sposób też nie wspomnieć o kolejnych mężczyznach i kochankach, którzy zaludniają strony jej biografii. Choć każdy ukochany przedstawiany jest w tej litanii jako kolejna wielka miłość, to jednak ma się wrażenie, że często nie komunii dusz szukała ona u mężczyzn. Lektura „Niczego nie żałuję” jest jednak pasjonująca. Uważnemu czytelnikowi wystarczy zeskrobać warstwę lukru z autorskiej narracji, by móc wyobrazic sobie, jaka Piaff była na prawdę. Dla mnie jest kimś pomiędzy rozkwitającą na scenie genialną artystką, a cierpiącą na najstraszliwsze nałogi córką człowiekagumy. Porywaną ślepymi namiętnościami kobietą, której nikt nie nauczył czerpać siły z piękna otaczającego ją świata.
„Niczego nie żałuję”, Philippe Crocq, Jean Mareska, Prószyński i S-ka, warszawa 2008