Wielka popularność ówczesnych kuligów wiązała się z jego funkcją rozrywkową i towarzyską. Kulig był nie tylko wytchnieniem, beztroską zabawą i okazją do umacniania sąsiedzkich stosunków, ale też w saniach załatwiano interesy, swatano pary i łagodzono spory.
Saneczkowe eskapady organizowano od Wigilii, aż po początek postu, kiedy to zaprzestawano wszelkich zabaw i hulanek.
„Kulig jedzie, zje, popije i pojedzie”
Szlachecki kulig był nieodłączną częścią karnawału, na którą wyczekiwano z utęsknieniem. Rozrywkę tę w wersji eleganckiej i obyczajnej organizowała przede wszystkim magnateria. Rozpoczynało ją rozesłanie wśród uczestników kuliście zakrzywionej laski zwanej „kulig”. Gdy wszyscy przybyli na miejsce zbiórki, wybierano starostę kuligu i przebierano się, najczęściej za wiejskich weselników. I tak prowadzony przez wodzireja kulig zajeżdzał od pałacu do pałacu.
Magnacki kulig wyróżniał się bogoto zdobionymi saniami, które ciągnęły najlepsze rumaki, również w odświętnej uprzęży. Zaprzęgi bywały trzy-, cztero- lub sześciokonne. Za najbardziej klasyczną uważano „szpicę”, czyli cztery konie idące jeden za drugim.W saniach zasiadały otulone sobolowymi furtami, roześmiane i bogate panny, a wierzchem obok pedzących sań podążali kawalerowie. W każdym pałacu lub bogatym dworze czekała przygotowana uczta i sala do tańca. Gdy goście się najedli, napili, ogrzali i wybawili, ruszali w dalszą drogę zabierając ze sobą, nierzadko siłą, przynajmniej jednego z domowników, tak więc do kolejnych odwiedzanych dworów zjeżdżała się coraz większa grupa, coraz mocniej rozbawionych i rozochoconych gości. Po pewnym czasie zmęczone towarzystwo zatrzymywało się na dłużej w jednym z pałaców, oddając się hucznym zabawom i tańcom. Nierzadko w takim miejscu spotykało się kilka konkurencyjnych kuligów w jednym czasie, pustosząc dom, gołocąc piwnice z zapasów i niemal doprowadzając gospodarza do ruiny.
Zabawa nie tylko dla najmłodszych
Współcześnie kulig organizuje niemal każda stadnina lub gospodarstwo agroturystyczne, które dysponuje wozem, saniami i, oczywiście, końmi. Wiele biur podróży w Małopolsce lub Podlasiu wyspecjalizowało się w organizacji kuligów dla dzieci i młodzieży szkolnej, popularne są też kuligi dla firm. Spragnione emocji i zgłodniałe kontaktu z przyrodą mieszczuchy chętnie uczestniczą w kilkugodzinnych przejażdżkach w zimowej scenerii Tatr lub Puszczy Białowieskiej. Dzisiejszy kulig to najczęściej para dużych sań, wóz lub nawet traktor, do których przyczepiono z tyłu, wywracające się na każdym wertepie, saneczki. Najwiecej śmiechu i emocji jest przy każdej wywrotce sanek i gonitwie za uciekającym kuligiem. Zabawę kończy postój z ogniskiem i poczęstunkiem, na którym króluje bigos i kiełbaski. Tego rodzaju wypad nie jest drogi. Przejazd i poczęstunek dla kilku osób kosztuje w granicach 15-30 zł od osoby. Kulig w wersji „na bogato” to kilka dużych, przystrojonych sań lub wozów, w których zasiada otulone kocami towarzystwo.Taki wieczorny (np. sylwestrowy) kulig z pochodniami i kapelą, biesiadą przy ognisku w zadaszonym miejscu, muzyką, tańcami, konkursami oraz bogatym menu, to już wydatek rzędu 100-180 zł od osoby.