Pomysły zmian, jakie w październiku 2009 r. zaproponowało Ministerstwo Zdrowia, wywołały istną burzę wśród osób prowadzących punkty apteczne, których w Polsce jest ok. 1300. Nic więc dziwnego, że na stronie internetowej resortu szybko pojawił się następujący komunikat: „W związku z napływającymi do Ministerstwa Zdrowia uwagami i zapytaniami o plany resortu odnośnie nowelizacji rozporządzenia […] w sprawie wykazu produktów leczniczych, które mogą być dopuszczone do obrotu w placówkach obrotu pozaaptecznego oraz punktach aptecznych (Dz. U. Nr 171, poz. 1335) uprzejmie informuję, iż w Ministerstwie już trwają prace nad nowelizacją przedmiotowego rozporządzenia.” Ale czy to pomoże uchronić punkty apteczne przed zmianami? Ich właściciele zapowiedzieli już wystąpienie z pozwem zbiorowym przeciwko skarbowi państwa. Powód? Na liście produktów, które można w punktach sprzedawać, nie znalazło się wiele leków dostępnych bez recepty, mimo że leki te można bez problemu kupić w sklepach zielarsko- medycznych.
Agnieszka Bilewicz-Gruszczyńska
Punkt apteczny Witaminka w miejscowości Bajadła, woj. lubuskie
Proszę sobie wyobrazić moją sytuację, kiedy 30 grudnia 2009 r. nie otrzymałam z hurtowni Cefarm Zielona Góra insuliny i mleka dla dziecka, które dotąd zawsze dostawałam. Reakcja pacjentów, którzy przyszli po medykamenty ostatniego dnia roku, była okropna. Zostali odesłani do miasta. Tego dnia panowały złe warunki atmosferyczne. Drogi były zaśnieżone więc trasę 20 km pokonywali w przeszło godzinę! Jedna pacjentka miała szczęście, bo znalazła insulinę. Ale żeby dojechać do miasta musiała wynająć samochód. Zajęło jej to ok. 3,5 godziny. Inna matka dziecka, które potrzebowało mleka, nie miała takiego szczęścia. Okazało się, że mleka w Sulechowie nie ma więc pojechała do Zielonej Góry. Tam okazało się, że owszem, mleko jest, ale recepta na nie jest źle wypisana i nie można jej zrealizować. Kupiła więc jedno opakowanie, płacąc 100-procentową stawkę.A wszystko to, jak twierdzą przedstawiciele resortu zdrowia, ma służyć dobru pacjenta. Może osoby pracujące w punktach aptecznych nie potrafią logicznie myśleć, ale proszę wskazać dobro pacjenta w opisanych przeze mnie przypadkach?!
Wszystko zaczęło się od tego, że komuś w ministerstwie zaczęła przeszkadzać tzw. negatywna lista, zawierająca ok. 100 substancji niedozwolonych w punktach aptecznych. I zdaje się, że chyba z nadmiaru wolnego czasu i braku obowiązków stworzono listę pozytywną, która nie zawiera substancji czynnych, lecz nazwy leków. A że jest ich ponad 20 tys., zaczęło się wielkie zamieszanie, bo lista nie była przygotowana rzetelnie. W ten sposób doceniono osoby pracujące na wsiach w punktach aptecznych. Nie możemy mieć leków, które są sprzedawane na stacjach benzynowych i w kioskach. Zastanawia nas cel tego zamieszania? Dlaczego na liście są preparaty firmy „X”, a preparaty o tym samym składzie firmy „Y” już nie? Pacjent nie ma prawa wyboru, bo resort zdrowia zadecydował za niego. Lista jest zła, bo w ciągu roku pojawiają się tańsze odpowiedniki danego leku, które są niedostępne dla pacjentów zaopatrujących się w punktach aptecznych. Jak mam wytłumaczyć pacjentowi, że musi wydać na kurację ok. 80 zł, bo zamiennika w cenie 21 zł nie mogę mu sprzedać? Nasze obroty zmniejszyły się o prawie 20-30 proc. Definitywnie usunięto nam z list leki, które są niezbędne w leczeniu osób starszych, zmieniając klasyfikację danej substancji i umieszczając ją w innej grupie, niedostępnej dla nas. Czym różni się technik farmaceutyczny pracujący w aptece w mieście, od tego, pracującego w punkcie aptecznym? Uważam, że jesteśmy dyskryminowani! Pomijając już kwestię dobra pacjenta, jest jeszcze sprawa dążenia do zmniejszenia naszych dochodów lub likwidacji punktów, które przestają być dochodowe, jeżeli nie będziemy mieli czego sprzedawać. Założyliśmy działalność gospodarczą, stworzyliśmy miejsca pracy, zainwestowaliśmy nasze pieniądze, spłacamy kredyty i nagle okazuje się, że mieliśmy pecha, bo zmieniła się wizja ministerstwa zdrowia. Owszem, można prowadzić punkt, ale na zasadach, które godzą w nasze interesy i są nierentowne.
Stanisław Piechula
Prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej
Punkty apteczne są potrzebne, jednak nie w obecnie funkcjonującej formie. Jestem zwolennikiem powrotu do podziału aptek na typy: A, B i C. Te pierwsze miały największe możliwości i uprawnienia – włącznie z przygotowywaniem leków recepturowych. Apteki typu B to pozostałość po zmianie prawa farmaceutycznego, nie muszą mieć dodatkowego pomieszczenia, w którym wyrabia się leki. Nie można już jednak otwierać takich placówek, by wszystkie apteki zapewniały pełen dostęp do leków, w tym także tych recepturowych. Apteki typu C mogłyby działać na wsiach, ale musiałby tam pracować magister farmacji, co zapewniałoby dostęp do wszystkich leków, a nie tylko wybranych, które może wydawaćtechnik farmaceutyczny. Technik kończy tylko szkołę policealną, trudno więc porównywać jego wiedzę z wiedzą osoby po studiach wyższych. Punkty apteczne oficjalnie nie zapewniają pacjentom pełnego asortymentu leków. I tu pojawia się kolejny problem, ponieważ z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że większość punktów aptecznych w naszym kraju zapewnia pełen asortyment, łamiąc przy tym prawo! Kupują w innych aptekach leki, które są roznoszone albo wydane w tychże punktach, a to przecież jest bezsensowne rozwiązanie.
Irena Rej
Prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska
Nie jest możliwe, z punktu widzenia ekonomii, aby na wsi działała apteka z pełnym asortymentem, która przecież musiałaby działać w systemie zmianowym. Ale też jaki byłby sens prowadzenia punktów aptecznych, skoro pacjent nie mógłby w nich kupić produktów leczniczych niezbędnych w jego terapii? Nikt mnie nie przekona, że punkt apteczny bez takich leków będzie przynosił dochody, opierając się wyłącznie na sprzedaży kosmetyków czy suplementów diety!
Farmaceuta proszący o anonimowość
Myślę, że planowane zmiany idą w dobrym kierunku. Na pewno mój głos spotka się z oburzeniem tej części właścicieli punktów aptecznych, którzy są technikami farmacji. Technik powinien być pomocnikiem magistra farmacji. Poza tym zmiany spowodują nierentowność tychże punktów, których właścicielami są technicy. Myślę również, że osoby, które mają już apteki w miastach, będą chętniej otwierać małe apteki na wsiach. To zapewni większy asortyment leków na wsiach, a poza tym medykamenty będą tańsze. Na takich zmianach skorzysta przede wszystkim pacjent.
Wystarczy chcieć
Pierwsze podsumowanie