Marlena Konopka, farmaceutka z Gliwic
Informatyzacja z pewnością wywrze korzystny wpływ na służbę zdrowia. Nie wiem tylko, czy w tej chwili nasz kraj na nią stać. Co roku z listy leków refundowanych wypadają kolejne specyfiki, ludzie odchodzą od okienek nie realizując recept, bo nie mają pieniędzy. I rząd w takich warunkach chce prowadzić komputeryzację? To jest, moim zdaniem, niemoralne! Oczywiście mamy ogromne problemy z realizacją recept, ale to przecież wina lekarzy, którzy wypisują je niestarannie. A ten brak staranności bierze się z jednej przyczyny. Lekarze nie ponoszą żadnej odpowiedzialności z tego tytułu. Problemy mają potem wyłącznie pacjenci i farmaceuci. Wielokrotnie zdarzało mi się przyjmować recepty, z którymi wiedziałam, że w Narodowym Funduszu Zdrowia będę miała problemy. Ale zwyczajnie nie miałam serca odsyłać starszej, schorowanej pani z powrotem do lekarza po nowy druczek. W pobliskiej przychodni pracuje pewien medyk, którego co druga recepta nadaje się do kosza. Jeśli do niego zatelefonuję i w kilku ostrych słowach powiem, co sądzę o jego pracy, a wielokrotnie już mi się to zdarzało, to przez kilka tygodni dostajemy prawidłowo i czytelnie wypełnione druczki. Ale po jakimś czasie znów wszystko wraca do „normy”. Jeśli więc ministerstwo chce rozwiązać problem recept, to może na początek niech zorganizuje kurs kaligrafii dla lekarzy. Wyjdzie taniej, a sytuacja z pewnością się poprawi. Najlepszym rozwiązaniem byłoby obciążenie finansowe medyków za źle wypełnione recepty. Na to jednak nie ma co liczyć, bo silne lobby lekarskie nigdy na to nie pozwoli.
Tadeusz Rozeniał, farmaceuta z Warszawy
Ciekaw jestem, kto za ten cały skok technologiczny zapłaci? Bo coś mi się zdaje, że jak zawsze my sami. Kiedy wymyślono, że farmaceuci muszą wysyłać informację do NFZ-tu, musieliśmy za własne pieniądze kupić sobie sprzęt i nikt nie pytał, czy nas na to stać, czy nie. Ciekawe czy teraz będzie tak samo? A może lekarze wymuszą na resorcie zdrowia, by zafundowało każdemu po laptopie? Tak czy inaczej kupno komputerów to tylkoczęść kosztów. Potem trzeba je będzie jeszcze konserwować, płacić za oprogramowanie i po jakimś czasie wymienić. A jeśli w życie wejdzie projekt e-recept to system ich obsługi musi być przez kogoś nadzorowany. Firma, która zostanie do tego powołana, też będzie oczekiwała pieniędzy, a nie wydaje mi się, by NFZ z chęcią wyasygnował jakieś środki na ten cel. Więc jak znam życie, podmioty korzystające z systemu będą musiały płacić jakiś abonament. Poza tym jakoś nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy do mojej apteki przychodzą starsi pacjenci zaopatrzeni w e-recepty. Przecież większość z nich nie korzysta nawet ze zwykłych kart do bankomatów?
Zygmunt Zakrzewski, farmaceuta z Gdańska
Z jednej strony wprowadzenie e-recept może oznaczać dla nas ułatwienie pracy, z drugiej może stanowić poważne zagrożenie. Skoro recepta elektroniczna będzie dostępna przez Internet, to nic nie stoi na przeszkodzie, by pacjent mógł ją zrealizować w każdej aptece w kraju i to za pośrednictwem np. telefonu. W ten sposób również apteki internetowe będą mogły je realizować. Będzie to oznaczało, że większość tradycyjnych aptek może upaść, bo nie będą mogły sprostać konkurencji. Jest oczywiste, że koszty prowadzenia apteki internetowej są o wiele niższe niż te, jakie ponosi farmaceuta posiadający tradycyjną aptekę. Przez to marża e-aptek jest znacznie niższa. Uważam, że przez elektroniczne recepty grozi nam przede wszystkim utrata pacjentów przewlekle chorych, którzy już teraz szukają aptek, które mają najniższe marże. Dlatego w naszym interesie w prawie farmaceutycznym musi znaleźć się zapis, który zabroni sprzedaży leków recepturowych przez Internet bądź przez kuriera. To farmaceuta powinien zachować przywilej osobistego wręczenia leku pacjentowi. Jeśli to zostanie zagwarantowane, to e-recepty rzeczywiście przyniosą nam ogromne ułatwienie w pracy. NFZ nie będzie mógł już dowolnie interpretować, czy dana recepta jest prawidłowo wypełniona, czy nie. A lekarzom zostanie zdjęty z barków przykry obowiązek posługiwania się długopisem.
Anna Kozłowska, farmaceutka z Zakopanego
O e-receptach słyszałam, ale nie znam żadnych konkretów. Jestem w szoku, że ten projekt jest już tak bardzo zaawansowany. W przyszłym roku za ich pomocą będą już wydawane pierwsze leki. Uważam, że polityka informacyjna ministerstwa zawiodła tu na całej linii. Takie prace powinny być poprzedzone przeprowadzonymi na szeroką skalę akcjami informacyjnymi i konsultacjami społecznymi. Nie jestem co prawda osobą, która z wypiekami na twarzy śledzi wszelkie projekty zmian w służbie zdrowia, ale nie jest też tak, że nic na ten temat nie wiem. Informacje o e-receptach docierały do mnie w szczątkowej formie. Trudno mi więc powiedzieć, czy to dobrze dla nas, czy też nie. Mam tylko nadzieję, że ministerstwo nadrobi teraz zaległości i prześle do farmaceutów jakąś broszurę, w której dokładnie opisze, jakie szykuje nam zmiany.
Roman Gozda, farmaceuta z Przasnysza
Mam trzydzieści lat stażu w zawodzie i wiem jedno: sprawdzone metody działają najlepiej. Żadna komputeryzacja nie zastąpi dobrego kontaktu miedzy farmaceutą a lekarzem. Poza tym technika bywa zawodna. Co zrobię, jak przyjdzie do mnie po leki pacjent i nagle wyłączą prąd lub zwyczajnie zepsuje się komputer? Co wtedy powiem pacjentowi? Proszę poczekać do jutra? Przecież to niehumanitarne. Za bardzo zaczynamy wierzyć technice, a za mało polegamy na ludziach. Zawsze powtarzałem, że zdrowy rozsądek podsuwa najlepsze rozwiązania. Czy ktoś pomyślał o wirusach komputerowych, które np. pomieszają recepty? Kto wtedy będzie odpowiadał za pogorszenie stanu zdrowia pacjenta? Komputer? Ta cała rewolucja niesie ze sobą dużo zagrożeń i dobrze, żeby ludzie to sobie uświadomili. Technika jest dobra, kiedy działa bez zarzutu. Ale jak zacznie szwankować, nic nie zastąpi człowieka.
Sezon na odporność
(Bez)cenna rozmowa z pacjentem