Skrót informacji
Będziemy żyć coraz dłużej, w coraz lepszym zdrowiu, dzięki postępowi medycyny, ale i zmianie codziennych nawyków – tak myśleliśmy jeszcze trzy lata temu. A potem przyszedł COVID-19 i zmienił wszystko.
Choć na jeszcze bardziej szczegółowe statystyki musimy poczekać, GUS podaje dane, które rozwiewają ewentualne wątpliwości co do przyczyn tego dramatycznego wzrostu. Najwięcej zgonów odnotowywano jako efekt szczytów pandemii: wiosennego i zimowego. GUS w opracowaniu: „Umieralność w 2021 roku. Zgony według przyczyn – dane wstępne” podaje konkretne daty: „Szczególnie krytyczne okazały się tygodnie przypadające na dni od 29 marca do 11 kwietnia (tj. 13 i 14 tydzień roku) oraz od 6 do 19 grudnia (tj. 49 i 50 tydzień roku), w których odnotowano po blisko 14 tys. zgonów. Średnia tygodniowa w 2021 r. wyniosła blisko 10 tys., natomiast w 2020 r. – nieco ponad 9 tys. zgonów”.
Przed epidemią covidu wydawało nam się, że będziemy żyć coraz dłużej, w coraz lepszym zdrowiu, dzięki postępowi medycyny, ale i zmianie codziennych nawyków. To się zmieniło, o czym znów informuje GUS. W 2021 r. przeciętne trwanie życia mężczyzn w Polsce wyniosło 71,8 roku, natomiast kobiet 79,7 roku. A to oznacza, że skróciło się w stosunku do wartości z 2019 r. odpowiednio o 2,3 i 2,1 roku, co było związane z epidemią COVID-19 – piszą o tym wprost autorzy opracowania „Trwanie życia w 2021 r.”
Koronawirus był przyczyną śmierci wielu osób, ale też osłabiał organizmy cierpiących na schorzenia przewlekłe. I choć to one były bezpośrednimi powodami zgonów, na skrócenie życia ostatecznie wpływ miał COVID-19.
Sporo ciekawych badań zyska wartość dopiero wraz z upływem czasu, gdy objęci nimi pacjenci będą dłużej obserwowani.
Te jeszcze niewykorzystywane w praktyce klinicznej to chociażby wnioski przedstawione w artykule „Pericarditis and myocarditis long after SARS-CoV-2 infection: a cross-sectional descriptive study in health-care workers”. Spośród 139 zbadanych w jego ramach pracowników służby zdrowia u 37 proc. zauważono cechy wskazujące na występowanie zapalenia mięśnia sercowego. Były one widoczne ok. 10 tygodni od zakażenia. Ale połowa w grupie zbadanych osób nie stwierdziła u siebie objawów COVID-19.
Konsekwencje koronawirusa mogą być dostrzeżone dopiero przy okazji rutynowych badań albo w sytuacji, gdy wystąpią już objawy, co skłoni pacjenta do konsultacji lekarskiej. Choroba może jednak długo rozwijać się bezobjawowo. I prowadzić m.in. do zawału serca. COVID-19 zwiększa ryzyko zawału serca o 63 proc., a choroby wieńcowej o 72 proc. – takie wnioski przedstawił w Nature.com dr Ziyad Al-Aly z Washington University w St. Louis w stanie Missouri.
Ale apele to jedno, a opieka zdrowotna w czasie epidemii – drugie. W maju 2021 r. na zlecenie Fundacji Onkologicznej Alivia agencja badawcza Kantar Public przeprowadziła badanie, którego wnioski przedstawione w opracowaniu „Rzeczywistości równoległe: polska onkologia w czasie epidemii Covid-19. Perspektywy interesariuszy” są bardzo smutne. Ponad połowa chorych uważa, że w diagnostyce i leczeniu nowotworów jest z powodu COVID-19 gorzej niż było. Około jednej trzeciej pytanych osób miało problem nawet z uzyskaniem informacji o chorobie i leczeniu. Tyle samo z terminowym przeprowadzaniem badań czy leczenia – procedury były odraczane bez wyjaśnienia, kiedy i gdzie do nich dojdzie. U 13 proc. pacjentów do takich sytuacji dochodziło przynajmniej kilka razy. A gdy już udało się wyznaczyć termin, który nie został odwołany, trzy czwarte chorych czekało przed lekarskim gabinetem w tłoku, bez zachowania tak ważnego w pandemii dystansu społecznego.
Przy jednoczesnym tłumaczeniu, że COVID-19 jest bardzo niebezpieczny dla osób cierpiących na choroby nowotworowe i że w tych schorzeniach czas jest niezwykle ważny, pacjenci mieli poczucie, że system opieki zdrowotnej przestrzega ich przed niebezpieczeństwami, które częściowo sam tworzy.
Z danych Polskiego Towarzystwa Optometrii i Optyki wynika, że 2/3 Polaków w pandemii więcej czasu spędza przed komputerem. Prawie połowa przyznaje, że owo „więcej” oznacza przynajmniej trzy godziny. W efekcie zgłaszają się najpierw do aptek, a potem do okulistów z takimi objawami jak np. pieczenie oczu i coraz mniej wyraźne widzenie.
Przykład? W czasie pandemii w gabinetach ginekologów pojawiają się kobiety z rozregulowanym cyklem miesiączkowym, silnymi bólami, nasilającym się rozdrażnieniem, które mówią lekarzom, że cykl stał się nieprzewidywalny po tym, jak przeszły koronawirusa. Badania na razie nie potwierdzają tego związku, ale specjaliści mają pewien trop: za problemy kobiet może być odpowiedzialny stres, który towarzyszy chorobie i powoduje zaburzenia w wydzielaniu hormonów.
Długim covidem nazywany stan, w którym pewne problemy psychofizyczne utrzymują się przez więcej niż 12 tygodni. Brytyjscy naukowcy z King's College London badali te problemy u 1459 osób. W nierecenzowanym jeszcze artykule opublikowanym w Medrxiv.org wskazali na trzy rodzaje covidovego „długiego ogona”. Pierwszy obejmuje poczucie zmęczenia, któremu towarzyszą trudności z koncentracją, kłopoty z pamięcią, poczucie oszołomienia i inne objawy określane zbiorczo jako „mgła mózgowa”. Drugi rodzaj dotyka układu oddechowego i jego manifestację stanowią bóle w klatce piersiowej oraz duszności. Trzeci jest najmniej przewidywalny – daje bardzo różne objawy ze strony wielu narządów: od kołatania serca, przez bóle mięśni, po problemy ze skórą i włosami.
„Covidowy ogon” we wszystkich swoich wcielaniach sprawia, że dotknięta nim osoba źle się czuje, w dodatku nie wie, kiedy wróci do formy. Cierpi na tym jej zdrowie psychiczne, wydajność w pracy, relacje międzyludzkie. Dlatego oprócz walki z pandemią warto stawić czoła także jej długofalowym skutkom. Czy jesteśmy na to gotowi? Czy wiemy jak je badać i jak pomagać dotkniętym nimi osobom?
UE: 45 mln euro na wsparcie zdrowia i praw reprodukcyjnych kobiet na całym świecie
Na grypę można zaszczepić się w niemal 4 tys. punktów