Nie bez powodu jeden z bohaterów filmu Stanisława Barei ostrzega: „Tłumienie emocji jest bardzo niezdrowe. Zbij go pan!” Egzystujące poza granicami bon tonu przekonanie, że w jakiś sposób trzeba dać upust wrzącym emocjom, bardzo powoli, mimo kolejnych naukowych uzasadnień, zyskuje legitymację społeczną. Tymczasem stres towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia. W czasach, gdy biegaliśmy jeszcze po drzewach, nie był męczącym elementem życia, ale sposobem na przetrwanie – mobilizował organizm w chwili niebezpieczeństwa, przygotowując się do nagłego wysiłku – ucieczki lub walki. Tak naprawdę, „spinał” się jego układ nerwowy autonomiczny: zaczynały wydzielać się tzw. hormony stresu (m.in. adrenalina, kortyzol), dzięki którym napinały się mięśnie barków, ramion, pleców i nóg. Człowiek pocił się, wzrastało jego ciśnienie krwi, naczynia się obkurczały, a serce zaczynało bić szybciej.
Złość nie służy zdrowiu
Dziś te pozytywne cechy stresu nie są przez człowieka zbyt często wykorzystywane. Gdy denerwujemy się, złościmy na szefa lub współmałżonka, nie rzucamy się przecież sprintem przed siebie, ani nie stajemy z nim do walki wręcz. Raczej obrażamy się, wychodzimy do drugiego pokoju, liczymy do dziesięciu, w najgorszym wypadku trzaskamy drzwiami, by bardziej nie wybuchnąć. Tłumimy emocje, ale nie potrafimy zatrzymać łańcucha reakcji, które zachodzą w naszym ciele na skutek stresu. A te – zupełnie nie wykorzystane – zaczynają działać na naszą szkodę. Sprzyjają zaburzeniom trawienia i metabolizmu, obniżają odporność, koncentrację, prowadzą też do chorób układu krążenia i nadciśnienia.
Amerykańscy naukowcy z Johns Hopkins University w Baltimore, którzy zbadali grupę mężczyzn łatwo wpadających w złość, udowodnili, że ich pacjenci byli trzykrotnie bardziej narażeni na przedwczesny rozwój choroby serca i pięć razy bardziej narażeni na ryzyko wczesnego zawału serca. Według naukowców, przyczyną może być wzrost poziomu katecholamin (m.in. właśnie adrenaliny – hormonu stresu) w organizmie. Udowodniono też, że stres i długotrwałe stany złości czy lęku, wpływają na rozwój nowotworów.
Fatalny dla psychiki
Długotrwały stres i tłumienie towarzyszących mu napięć bardzo negatywnie wpływają również na naszą psychikę. Łatwiej wpadamy w depresję, szybciej denerwują nas błahe sprawy, wpadamy w konflikty z otoczeniem, jesteśmy złośliwi i drażliwi. Nie rozładowane emocje mogą prowadzić też do niekontrolowanych wybuchów – napadów agresji czy furii, są też przyczyną chorób psychosomatycznych.
Bardzo niebezpieczne jest gromadzenie w sobie gniewu i złości. Często ludzie, którzy przeżyli jakiś stres, głęboko oddychają, idą na papierosa lub drinka, myśląc, że w ten sposób uspokoją swoje nerwy. Tymczasem niewyładowane, a tylko przyciszone emocje gromadzą się, nakładają na siebie i nagle uchodzą, w zupełnie niespodziewanym momencie, jak bomba, która wybucha z opóźnieniem.
Wysiłek kontra stres
Jak więc radzić sobie ze złością i stresem? Na pewno trzeba je rozładować, zamiast chować i tłumić w sobie. Ale nie warto stosować metody wyżywania się na bliskich, ani też aktów agresji (tłuczenia talerzy z zastawy ślubnej, czy rozbijania szyby w samochodzie niewiernego męża). Chociaż taki czyn daje chwilowe zadowolenie, to jednak sprawia, że w przyszłości człowiek nie potrafi już w żaden inny sposób rozładować rosnącego w nim napięcia, powoduje też utratę kontroli nad swoimi uczuciami. Ludzie stosują różne metody relaksacji, czy rozładowywania napięcia: medytują, oddychają, trenują jogę. Wydaje się jednak, że najlepsze jest wykorzystanie nagromadzonej złej energii w pożyteczny sposób. Ucieczkę lub walkę, do której pierwotnie przygotowywał nas stres, doskonale zastępuje wysiłek fizyczny. Ruch na świeżym powietrzu, ćwiczenia w siłowni muszą być jednak intensywne. Nie tylko pomagają wtedy rozładować tłumione napięcia i uczucia, ale również (poprzez przyspieszenie krążenie) usuwają z organizmu hormony stresu, czyli adrenalinę i kortyzol. Zamiast nich na skutek aktywności, wydzielają się endorfiny, zwane hormonami szczęścia, które poprawiają samopoczucie i są naturalnymi środkami przeciwbólowymi. Ruch powoduje, że napięte mięśnie zaczynają pracować i rozluźniają się, a ogólne napięcie mija pod wpływem większej ilości krwi, która dociera do tkanek. Nie bez znaczenia jest również to, ze podczas morderczego pojedynku na korcie czy boisku kompletnie zapominamy o dręczących nas problemach.