Producenci nadużywają terminu „mineralna”. Tymczasem prawdziwa woda mineralna to taka, która zawiera minimum 1000 mg tzw. osadu na litr. Te, które mają mniej, nazywamy wodami źródlanymi. Wody mogą być nisko, średnio i wysoko zmineralizowane, ale sposobów ich klasyfikacji jest znacznie więcej, np. ze względu na zawartość dwutlenku węgla oraz sposobu, w jaki woda została w niego wzbogacona. Z kolei pod kątem zawartości określonych pierwiastków wody można podzielić na solanki zwykłe i gorzkie, szczawy, siarczany, wody siarkowe i wody radoczynne. Podziały te służą przede wszystkim określeniu wskazania, na jakie dolegliwości dana woda może pomóc.
Na żołądek, serce, nerki
Wody mineralne, w zależności od składu, działają dobroczynnie niemal na cały organizm. To, czy dana woda pomoże, czy wręcz zaszkodzi, zależy jednak nie tylko od jej składu, ale także od tego, na jakie schorzenia cierpi człowiek. Na przykład diabetyk powinien wystrzegać się wody z dużą zawartością sodu. Z kolei kobiety w ciąży powinny wybierać wodę z dużą zawartością wapnia, bo zapotrzebowanie na ten właśnie pierwiastek wzrasta w tym okresie życia.
Osobna kwestia to smak. Są wody neutralne w smaku, są takie, które trudno wypić bez wzięcia głębszego wdechu. Jedną z najbardziej znanych jest krynicki Zuber, zawierający związki siarki, przez co jego silny zapach przywodzi na myśl zgniłe jajko. Ma za to zbawienne działanie na układ pokarmowy, a ponadto łagodzi objawy... kaca.
Dziubek chroni szkliwo
Jeśli kogoś śmieszą fajansowe kubeczki, zakończone długim dziubkiem, z których kuracjusze pociągają po łyczku, to niesłusznie. To, co dobrze wpływa na jedno, szkodzić może drugiemu – w tym wypadku szkliwu zębów. Dlatego wymyślono właśnie taki sposób serwowania wód w pijalniach. Pewnym substytutem, niezbyt może ładnym, ale równie skutecznym w ochronie zębów, może być zwykły plastikowy kubek ze słomką. W uzdrowiskach wodę najczęściej serwuje się w pijalni. Mogą to być małe urokliwe budyneczki, albo wielkie „kombinaty” jak krynicki Dom Zdrojowy. Zdarza się również, że wodę można pić wprost ze źródła.
Etykieta przede wszystkim
Nie trzeba jednak jechać do uzdrowiska, by na co dzień korzystać z dobrodziejstw, które daje picie wody mineralnej. Wystarczy uważnie studiować etykiety wód dostępnych na półkach sklepowych. Ot, choćby taka Muszynianka – wielu klientów nawet nie wie, że to najprawdziwsza woda mineralna, z wysoką zawartością m.in. magnezu, zwanego pierwiastkiem życia. Z kolei Staropolanka to przede wszystkim wapń i wodorowęglany, czyli wzmocnienie kości i układu trawiennego. Cisowianka działa oczyszczająco, a Piwniczanka uzupełnia mikroelementy i orzeźwia. Wystarczy nieco wiedzy o wpływie poszczególnych pierwiastków na organizm, by nie ładować do sklepowego koszyka pierwszej z brzegu butelki, tylko świadomie dobierać wodę do własnych potrzeb. Większości nie trzeba przechowywać w specjalny sposób, wystarczy chronić je przed światłem słonecznym i trzymać w możliwie chłodnym miejscu.
Małopolska wodami stoi
To najbogatszy w wody mineralne region w Polsce. Zresztą, któż nie kojarzy takich miejscowości, jak Krynica, Muszyna, Szczawnica czy Piwniczna. Przy większości z nich pojawia się słowo „zdrój”. Zgodnie z przepisami, mają do niego prawo miejscowości, w granicach których znajduje się obszar uzdrowiska, a podstawą leczenia uzdrowiskowego są wody lecznicze. A tych w Małopolsce dostatek. Nie bez znaczenia jest też fakt, że przyjeżdżając tu na kurację można połączyć przyjemne z pożytecznym, a uzdrowiskowy pobyt nie musi ograniczać się do spacerów po lokalnym deptaku i wieczornych dansingów. Od wiosny do jesieni kuszą szlaki spacerowe i górskie, zimą – narty, sanki i snowboard. Zresztą, każdy dietetyk, lekarz czy trener fitness powie to samo – sama dieta bez ruchu albo sam ruch bez diety nie mają większego sensu. Dlatego trzeba pamiętać, że nawet najbardziej nasycona pierwiastkami woda to tylko jeden z elementów zdrowego stylu życia. Jeden, nie jedyny.