Na stronie Śląskiej Izby Aptekarskiej pisze Pan o „łamaniu prawa” i „zbójeckich praktykach” NFZ. To dość mocne słowa...
Jeżeli ktoś wykorzystuje kruczki prawne, by wydobyć pieniądze od aptek, to nie da się tego określić innymi słowami.
Na czym miałyby polegać te „zbójeckie”, jak je Pan określa, praktyki NFZ?
Fundusz ma prawo kontrolować działalność apteki nawet do 5 lat wstecz. Bywa, że kwestionuje zrealizowane przez aptekę recepty i z tego tytułu nalicza aptekom kwoty rzędu nawet stu tysięcy złotych. W Białymstoku NFZ naliczył aptece kwotę 130 tys. zł. Placówka zbankrutowała. Jej szef, który stracił swoją aptekę i pracuje dziś w placówce szpitalnej, próbuje dochodzić swoich praw w sądzie. Podobnie rzecz ma się w przypadku jednej z aptek w Kielcach, której szef również wytoczył proces NFZ. W przypadku kieleckiej placówki Fundusz naliczył aptece 70 tys. zł za leki wydane pacjentom na podstawie nieprawidłowo wypełnionych przez lekarzy recept.
Dlaczego uważa Pan, że działania kontrolne NFZ przeprowadzane w aptekach, a przede wszystkim odbieranie im refundacji, jest niezgodne z prawem?
Rozporządzenie w sprawie recept lekarskich wyraźnie mówi, że NFZ powinien kontrolować nie tylko apteki, ale również lekarzy. Sprawdzać, czy recepty są przez nich prawidłowo wystawiane. Bo przecież nie ulega wątpliwości, że za błędy na receptach odpowiadają lekarze, którzy je wypisują. Tymczasem NFZ omija gabinety lekarskie, za to idzie do apteki i tam oznajmia: „nie powinniście tej źle wystawionej recepty realizować”. I obciąża placówkę kosztami refundacji. To według mnie oznacza, że Fundusz nie przestrzega przepisów i traktuje prawo wybiórczo.
Prosi Pan farmaceutów, którzy bezpośrednio doświadczyli w ostatnim czasie praktyk kontrolnych NFZ na własnej skórze, by opisywali te sytuacje i słali korespondencję na adres Śląskiej Izby Aptekarskiej. Dużo takich listów spływa do Pańskiego urzędu?
Ponieważ kontrole NFZ nie są niczym nowym, mamy trochę tej korespondencji. Owszem, farmaceuci skarżą się na kontrole, ale niestety – nad czym ubolewam – w większości przypadków na listach do nas się kończy. Powód jest oczywisty. Jeśli Fundusz naliczył aptece zwrot kilku tysięcy złotych, to placówka potulnie reguluje należność i nie próbuje już walczyć o swoje prawa. Decyzję o dochodzeniu swoich praw na drodze sądowej podejmują tylko szefowie tych placówek, które Fundusz obciążył kwotą przekreślającą szansę na ich dalsze funkcjonowanie.
Zachęca Pan również farmaceutów do wysyłania listów ze skargami na praktyki NFZ do Prezydenta RP, Premiera, resortu zdrowia, parlamentarzystów i mediów. Czy akcja przynosi jakieś rezultaty?
Czy jest odzew ze strony adresatów tej korespondencji? Raczej znikomy. Od Prezydenta otrzymaliśmy odpowiedź, że nie ma on wpływu na działania resortu zdrowia i NFZ. Z kolei od Premiera dostaliśmy potwierdzenie, że dotarła do niego nasza korespondencja, ale nic poza tym. Resort zdrowia obiecał nam, że zajmie się rozdziałem odpowiedzialności za nieprawidłowo wypełnione recepty. Ale przecież taki rozdział jest już od dawna zapisany w ustawodawstwie.
To co takiego, Pańskim zdaniem, należałoby zmienić w polskim ustawodawstwie, by wreszcie rozwiązać odwieczny problem z nieprawidłowo wypełnianymi receptami?
Uważam, że wśród przepisów powinien znajdować się wyraźny zapis, mówiący o tym, że farmaceuta nie może odmówić pacjentowi zrealizowania recepty i wydania leku. Rzecz jasna, z kilkoma wyjątkami, np. w przypadku ewidentnego fałszerstwa recepty bądź w sytuacji, gdy po lek zgłasza się do apteki dziecko. Ale jak odmówić choremu emerytowi wydania insuliny na receptę, na której widnieją błędy, w sytuacji, gdy jest piątkowy wieczór? Owszem, zawsze można zakwestionować receptę i poprosić pacjenta o całkowitą odpłatność za lek. Ale proszę mi pokazać emeryta, którego stać na to, by za insulinę zapłacić nie 3,20 a 150 zł! Prawo powinno być tak skonstruowane, by służyć pacjentom, a nie utrudniać im życie.
Czy w akcji wspiera Was Naczelna Rada Aptekarska?
Nie w takim wymiarze, jak byśmy oczekiwali. Ale czy podjęła w ogóle jakieś kroki w związku z kontrolami NFZ w aptekach? Skierowała, co prawda, do Ministerstwa Zdrowia pismo z prośbą o zajęcie stanowiska, czy praktyki stosowane przez NFZ są zgodne z prawem. Ale właściwie podjęła temat dopiero po naszych działaniach. W naszym imieniu próbowali również interweniować parlamentarzyści. Posłance Danucie Pietraszewskiej obecny wiceminister zdrowia odpowiedział, że działania Funduszu są zgodne z prawem. Podobne odpowiedzi uzyskali dwaj inni posłowie – że resort nie widzi nic niestosownego w praktykach NFZ, i że apteki nie powinny wydawać leków na nieprawidłowo wypisane recepty.
A jeśli dotychczasowe próby zainteresowania opinii publicznej sprawą kontroli w aptekach nie przyniosą skutków i nie wpłyną na zmianę postępowania NFZ, to jakie jeszcze kroki zostaną przez Was w tej sprawie podjęte?
Są w Polsce dwie apteki, które przegrały z Funduszem w sądach ostatniej instancji. Te sprawy zamierzamy skierować do Trybunału Europejskiego. Uważam, że kontrole Funduszu w aptekach są prowadzone niezgodnie z prawem. A oczywiste jest przecież, że za błędy na receptach winę ponoszą lekarze, a nie farmaceuci i to oni powinni być pociągani do odpowiedzialności. NFZ lubi powtarzać maksymę, że recepta to czek społecznego zaufania. Ale załóżmy taką sytuację, że wystawia pan swojemu przyjacielowi czek, wypisując go z błędem. Mimo to przyjacielowi udaje się jakoś zrealizować ten czek w banku. Czy poszedłby pan do tego banku i domagał się zwrotu pieniędzy, które ten wypłacił pańskiemu przyjacielowi? Mówiąc przy tym wprost, że wiedział pan o błędzie na czeku, a mimo to chce pan odzyskać pieniądze, których ten, pana zdaniem, nie powinien był pańskiemu przyjacielowi wypłacać?
Dlaczego farmaceuci mają odpowiadać za błędy lekarzy?
Reklamacja w aptece, czyli emocje na wodzy