Aktualności

20.12.2015

19 minut

"Potrzeba nam mapy potrzeb usług farmaceutycznych"

Koniec roku skłania do podsumowań. Czy w 2015 r. wydarzyło się w branży aptecznej coś, co Pana pozytywnie zaskoczyło?
Miłym zaskoczeniem, które jednak można było przewidzieć, była niespodziewanie duża wola polityczna do załatwiania wszystkich spraw w ostatnich miesiącach urzędowania poprzedniego rządu. Nagle wszystko stało się możliwe. Niestety, mijały tygodnie i ostatecznie nic nie zostało zrobione. Jako samorząd przekazaliśmy ministrowi zdrowia Marianowi Zembali wiele materiałów i opracowań dotyczących między innymi sposobu rozwiązania problemu nocnych i świątecznych dyżurów aptek. Jeśli chcemy rozwiązać problem do końca, to musimy stworzyć mapę potrzeb usług farmaceutycznych na wzór mapy potrzeb zdrowotnych kraju. Mapy są niezbędne, by starosta, wojewoda, a w końcu minister zdrowia wiedział, czym dysponuje i ewentualnie, które apteki należy dofinansować, zwracając koszty dyżurów. Taki pakiet zmian ustawowych przekazaliśmy ministrowi, ale było za mało czasu, by go wprowadzić. W związku ze zmianą ustawy o świadczeniach zdrowotnych powołano zespoły pracujące nad wdrożeniem pakietu potrzeb zdrowotnych. My chcieliśmy, zmieniając przepisy ustawy Prawo farmaceutyczne, wprowadzić równolegle mapy potrzeb usług farmaceutycznych. Rozwiązałoby to kwestię dyżurów, a przede wszystkim zabezpieczało kraj pod względem potrzeb lekowych oraz potrzeb na usługę farmaceutyczną. Pamiętajmy, że pacjent nie zawsze przychodzi do apteki po lek, czasem przychodzi po samą poradę.

A co Pana w mijającym roku rozczarowało?
Negatywnie zaskoczył mnie sposób procedowania projektów ustaw w Sejmie minionej kadencji. Przykładem może być tzw. pakiet antykolejkowy – podczas prac legislacyjnych wszystkie samorządy medyczne złożyły wiele propozycji rozwiązań mogących ograniczyć kolejki do świadczeń zdrowotnych, do lekarzy. Z żadnych postulatów rząd nie skorzystał, a kolejki są dalej. Należy pamiętać, że przedstawiciele samorządów medycznych zawodów zaufania publicznego są specjalistami, ekspertami, a ich uwagi mają dużą wartość merytoryczną. Każdy rząd powinien korzystać z ich wiedzy i doświadczenia. Na to, że pakiet antykolejkowy nie był i nie jest dobrym rozwiązaniem, już w fazie projektu wskazywał chociażby brak akceptacji samorządu pielęgniarek i położnych dla rządowego pomysłu dającego im prawo do samodzielnego wystawiania recept. To rozwiązanie nie jest najlepsze, a akt wykonawczy, czyli rozporządzenie do tego pakietu zmian ustawowych, tylko to potwierdziło. Zignorowanie postulatów środowisk medycznych było wyrazem arogancji ze strony rządu. Jak możemy mówić o budowie demokratycznego państwa, kiedy głos ekspertów nie jest brany pod uwagę?

To jeszcze pytanie o sukcesy samorządu – co udało się osiągnąć?
Udało nam się zapobiec karom, jakie próbowano nałożyć na apteki, które z różnych względów nie pełniły dyżurów. Niestety, nie ma żadnej pomocy od władz lokalnych, od starostw, którzy chcą narzucić na apteki obowiązek dyżurowania. Apteki dogorywają, zwłaszcza na terenach wiejskich, a narzuca się im kolejne obowiązki bez żadnego wsparcia. Z władzami jako samorząd rozmawiamy na ten temat już od kilkunastu lat. Wielokrotnie zwracałem się do starostów, żeby w jakiś sposób wsparli apteki na terenie gmin w kwestii obowiązku pełnienia dyżurów w okresie świątecznym i w porze nocnej. Pomóc mogłoby na przykład wprowadzenie ulgi w podatkach od nieruchomości. Ze strony władz lokalnych były jednak stawiane tylko i wyłącznie wymagania dotyczące godzin pracy aptek. Zabrakło jakiegokolwiek gestu, który obniżałby koszty prowadzenia działalności. Oczywistym jest, że istnieje potrzeba prowadzenia dyżurów, ale obowiązuje także ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, z której wynika, że nie można zmuszać żadnego podmiotu do działalności, która przynosi mu stratę. A do tego właśnie wszystko zmierzało. Co więcej, postulowano, by nakładać na apteki wysokie kary finansowe za uchylanie się od dyżurów. Na szczęście nasza krytyka takiego podejścia znalazła w oczach posłów, zarówno ówczesnej koalicji rządzącej, jak i całej opozycji, zrozumienie, a przepis dotyczący kary usunięto z projektu ustawy. Drobnym, ale wartym podkreślenia sukcesem w 2015 r. była również zmiana prawa, która umożliwiła powrót repelentów i atraktantów do aptek. Przez wiele lat nie mieliśmy prawa sprzedawać tych produktów w aptekach, mimo że były one dostępne niemal w każdym innym miejscu. Po licznych interwencjach i wnioskach zostały one przywrócone aptece.

Ten rok był rokiem zmian – wybory prezydenckie i parlamentarne, nowelizacja ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia, powołanie zespołu roboczego do spraw opieki farmaceutycznej czy wejście w życie rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie wysyłkowej sprzedaży produktów leczniczych...
... co do sprzedaży wysyłkowej, jak wiemy, może być ona prowadzona przez dwie kategorie podmiotów – apteki ogólnodostępne bądź przez punkty apteczne, czyli te placówki, które pozostają pod pełnym nadzorem inspekcji farmaceutycznej. Oczywiście, tą drogą pacjentów można zaopatrywać tylko w leki nierefundowane. Nie wolno także sprzedawać wysyłkowo leków zawierających substancje czynne, takie jak efedryna, pseudoefedryna, kodeina czy dekstrometorfan. Wystarczy jednak zajrzeć do jakiejkolwiek gazety czy Internetu, żeby zauważyć, że sprzedaż ta funkcjonuje poza strukturą upoważnionych i nadzorowanych placówek. Istnieje potężna grupa leków dystrybuowana przez osoby do tego nieuprawnione. Produkty te nie są pod żadnym względem sprawdzane. Niepokojący jest ciągły brak struktur, które skutecznie zapobiegałyby bezprawnemu obrotowi produktami leczniczymi. Brakuje zdecydowanej reakcji. Nadzór farmaceutyczny kontroluje tylko te podmioty, którym wydał zezwolenie – są to apteki, punkty apteczne i hurtownie farmaceutyczne. Natomiast cała sfera obrotu pozaaptecznego pozostaje praktycznie poza kontrolą. Z szarą strefą walczy policja, jednak prowadzonych przez nią spraw jest za mało. W Internecie wciąż można zaopatrzyć się w zasadzie we wszystko. To należy zmienić.

Jak ocenia Pan wprowadzone dotąd rozwiązania prawne mające zahamować wywóz leków z Polski? Czy w dłuższej perspektywie przyniosą one korzyści, czy tylko obciążyły apteki kolejnymi obowiązkami?
Przepisy tak zwanej ustawy antywywozowej w kształcie, w jakim zostały uchwalone, nie mogły rozwiązać problemu braku leków. To kolejny przykład na to, że rząd w ogóle nie bierze pod uwagę słusznych wniosków i propozycji samorządu aptekarskiego. Z góry wiedzieliśmy, że ta ustawa nie zafunkcjonuje – w aptekach nadal brakuje leków. Obecnie na przykład już od kilkunastu tygodni brakuje potasu niezbędnego do leczenia wielu schorzeń, szczególnie na tle sercowo-naczyniowym. Bez przerwy czegoś brakuje, a my nie możemy w pełni zaspokajać potrzeb lekowych naszych pacjentów. Funkcjonujemy już 25 lat w nowym ustroju, nowym systemie gospodarczym i doczekaliśmy się reglamentacji leków – zjawiska, które towarzyszyło nam przez wiele lat w poprzednim systemie społeczno-politycznym.

Dokąd w takim razie zmierza dziś polskie aptekarstwo? Jak widzi Pan na przykład możliwości wsparcia małych aptek rodzinnych?
Ostatnie 8 lat to nie był czas korzystny dla małych placówek. Kiedyś apteki były małymi przedsiębiorstwami, obecnie są mikroprzedsiębiorstwami o złej kondycji finansowej. Wynika to głównie z bardzo niskiej marży detalicznej. Marża na leki refundowane jest degresywna, co oznacza, że im droższy lek potrzebny jest pacjentowi, tym mniejszy zysk ma apteka, która dokłada do leków refundowanych, a żyje ze sprzedaży produktów nierefundowanych oraz suplementów diety. Kondycja indywidualnych, rodzinnych aptek jest zła, a niebawem może być jeszcze gorsza. Małych aptek zlokalizowanych poza dużymi aglomeracjami będzie jeszcze mniej. Sieci nie są zainteresowane terenami wiejskimi, gdzie apteki znikają i są zastępowane przez punkty apteczne, które nie świadczą pełnej usługi farmaceutycznej. Chcielibyśmy, aby na obszarach wiejskich powstawały apteki typu wiejskiego, czyli o mniejszych wymaganiach lokalowych, ale zatrudniające farmaceutę.

Jak Naczelna Izba Aptekarska chce rozwiązać ten problem?
W większości krajów Unii Europejskiej rynek obrotu detalicznego opiera się na aptekach indywidualnych, rodzinnych. Tymczasem w Polsce aptekę może otworzyć każdy. Na jednej ulicy w mieście może być nawet 10 aptek, tymczasem na terenach wiejskich usług farmaceutycznych brakuje. Dlatego Naczelna Izba Aptekarska proponuje wprowadzenie kryteriów demograficznych i geograficznych, które powinny obowiązywać przy wydawaniu zezwolenia na prowadzenie apteki. Dostęp do aptek musi być równy dla każdego pacjenta niezależnie od miejsca zamieszkania. Już teraz w niektórych gminach nie ma ani jednej apteki, są jedynie punkty apteczne. Wielokrotnie zwracaliśmy się do rządu, aby uregulował tę kwestię. Apteka jako placówka ochrony zdrowia publicznego musi się stać silnym ogniwem systemu dystrybucji leków. Trzeba jej zagwarantować stabilność ekonomiczną i sprzyjające warunki do prowadzenia działalności. Wielokrotnie podkreślał to w uzasadnieniach swoich orzeczeń Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

A w jakim kierunku powinien ewoluować system kształcenia farmaceutów?
Co roku przy Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego grupa reprezentująca środowisko farmaceutyczne – uczelniane i samorządowe – pracuje nad programem kształcenia na rok następny. Niebawem spotkamy się, by opracowywać program kursów tworzących kręgosłup ciągłego kształcenia farmaceutów na rok 2016. Tu raczej nie chodzi jednak o zmianę sposobu kształcenia farmaceutów, ale o tryb, w jakim się ono odbywa. Samorząd zawodowy sprawuje pieczę nad wykonywaniem zawodu, jak również zajmuje się podwyższaniem kwalifikacji tych, którzy są w nim zrzeszeni. Chcielibyśmy, aby podnoszenie kwalifikacji przebiegało podobnie, jak dzieje się to w innych grupach zawodów zaufania społecznego, aby od strony organizacyjnej szkolenie podyplomowe należało do samorządu zawodowego. Specjalizacja, rzecz jasna, powinna być przypisana pod względem organizacyjnym i merytorycznym do jednostek akredytowanych, natomiast inne formy kształcenia ciągłego powinny być w gestii samorządu aptekarskiego. Oczywiście merytorycznie nadal korzystalibyśmy z wiedzy jednostek akredytowanych.

Dlaczego samorządowi zależy na takim rozwiązaniu?
Kursy organizowane przez samorząd byłyby łatwiej dostępne dla farmaceutów, szczególnie tych prowadzących apteki jednoosobowe. Obecnie taki farmaceuta ponosi koszty znalezienia zastępstwa lub też zamknięcia apteki na czas szkolenia. My zapewnialibyśmy bardziej dogodną dla aptekarzy możliwość kształcenia.

W sierpniu tego roku minister zdrowia powołał specjalny zespół roboczy, którego zadaniem jest wypracowanie projektu opieki farmaceutycznej finansowanej ze środków publicznych. Czy samorząd uczestniczy w pracach zespołu?
W skład zespołu wchodzą głównie osoby, które pracują w administracji państwowej – są to między innymi przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia, w tym oddziałów wojewódzkich, inspekcji farmaceutycznej. Naczelna Izba Aptekarska ma w tej trzynastoosobowej grupie tylko jeden głos. Tymczasem podmiotem właściwym do tworzenia podwalin opieki farmaceutycznej, określania zasad i szczegółowych warunków sprawowania opieki farmaceutycznej jest samorząd zawodu farmaceutów. Dlatego zwróciliśmy się do ministra zdrowia z wnioskiem o rozszerzenie składu zespołu w taki sposób, aby większą reprezentację stanowili aptekarze pracujący w aptekach ogólnodostępnych i aptekach szpitalnych.

Wiele mówi się dziś o potrzebie odbudowy prestiżu zawodu farmaceuty. Czy uważa Pan, że wprowadzenie refundowanego systemu opieki farmaceutycznej mogłoby przyczynić się do wzmocnienia roli farmaceuty w systemie ochrony zdrowia?
W innych krajach UE opiekę farmaceutyczną wdrażał samorząd i początkowo w większości tych krajów zafunkcjonowała ona w szpitalach, a dopiero później w aptekach ogólnodostępnych. W takich krajach jak Wielka Brytania, Francja Dania czy Niemcy funkcjonuje obecnie wiele usług składających się na opiekę farmaceutyczną. Są one finansowane nie tylko ze środków ubezpieczyciela państwowego, ale i różnych firm oferujących ubezpieczenie świadczeń zdrowotnych. Samorząd jest jak najbardziej za wprowadzeniem refundowanej opieki farmaceutycznej, ale uważamy, że prace nad tym systemem powinny się odbywać w środowisku osób na co dzień parających się wykonywaniem zawodu, czyli farmaceuty pracującego w aptece ogólnodostępnej lub szpitalnej.

A jak ocenia Pan sam projekt?
Właściwie trudno jeszcze mówić o projekcie. Jest to raczej zbiór różnych pomysłów członków zespołu. Na razie nie powstał jeszcze żaden konkretny materiał, który można byłoby przedstawić do realizacji. Mimo że mamy zagwarantowany tylko jeden głos, w pracach zespołu bierze udział zwykle kilku przedstawicieli Naczelnej Izby Aptekarskiej, którzy wnoszą duży wkład merytoryczny. Podkreślamy, że opieka farmaceutyczna nie może być realizowana na takiej samej zasadzie jak świadczenia zdrowotne, czyli nie może być kontraktowana.

Jak w takim razie opieka farmaceutyczna powinna być rozliczana?
Tak jak już wspomniałem, opieka farmaceutyczna na pewno nie może być usługą kontraktowaną w drodze konkursu ofert. Prawo świadczenia refundowanej opieki farmaceutycznej miałaby każda apteka ogólnodostępna. Zakładamy, że początkowo dotyczyłaby ona grupy wiekowej 60+, czyli osób najczęściej cierpiących z powodu chorób przewlekłych. Obecnie dzięki narzędziom informatycznym wiemy, ile tych osób jest i można na tej podstawie obliczyć koszt usługi w ramach opieki farmaceutycznej. Zakładamy, że każda osoba z tej grupy wiekowej zgłosiłaby się do apteki dwukrotnie w ciągu roku. Oczywiście wizyty musiałyby być ewidencjonowane elektronicznie. Każdy pacjent miałby prawo dwa razy w roku dokonać bezpłatnego przeglądu leków, a przy kolejnej wizycie pojawiałaby się już informacja o braku refundacji usługi.

A który kraj można dziś uznać za wzorcowy, jeśli chodzi o model funkcjonowania opieki farmaceutycznej? Gdzie obowiązują dobre, wypracowane rozwiązania, które dałoby się w prosty sposób zaimplementować do polskich warunków?
Uważam, że najbliższy nam i jednocześnie możliwy do wdrożenia jest wzorzec niemiecki. W ojczyźnie opieki farmaceutycznej, czyli w Stanach Zjednoczonych, powoli odchodzi się od pojęcia „opieka farmaceutyczna”, a coraz częściej mówi się o zarządzaniu problemem lekowym, co w zasadzie bardziej oddaje istotę pracy farmaceutów świadczących opiekę farmaceutyczną. Usługi, które można by wprowadzić w krótkim czasie, to przede wszystkim przegląd leków oraz przystosowanie pacjenta do specyficznego produktu leczniczego. Chodzi głównie o produkty lecznicze, takie jak leki wziewne stosowane w obturacyjnych chorobach dróg oddechowych czy transdermalne produkty terapeutyczne, bo z nimi bardzo często pacjenci mają problem. Ciekawą usługą jest zwłaszcza przegląd leków. Wiemy, że pacjenci leczą się u wielu lekarzy, gromadzą leki i przestają nad tym zbiorem leków panować. Pacjenci przewlekle chorzy przychodzą do apteki regularnie i wtedy farmaceuta mógłby dokonać przeglądu leków, a także sprawdzić ich stan i jakość. Zdarza się bowiem, że produkty lecznicze przechowywane są w domu pacjenta w niewłaściwych warunkach i nie nadają się do dalszego stosowania. Farmaceuta nie tylko oceniłby stan i jakość leków, ale także sprawdził termin ich przydatności do spożycia oraz wytłumaczył raz jeszcze, jak powinny być przyjmowane. Wyeliminowałoby to sytuację, w której pacjenci zażywają ten sam lek, ale pod inną nazwą handlową. Pacjenci odwiedzający lekarza specjalistę nie mają w zwyczaju mówić o innych chorobach niż ta, która jest powodem ich wizyty. Może to stwarzać zagrożenie dla pacjenta, który zacznie przyjmować równolegle leki wchodzące w interakcje lub na przykład znoszące swoje działanie. Tu jest miejsce dla farmaceuty i opieki farmaceutycznej. Pamiętajmy, że także opieka farmaceutyczna w szpitalu daje wymierne korzyści. Na jednym ze spotkań zespołu zwróciliśmy uwagę, że powinno się powołać przynajmniej podzespół, który zajmie się opieką farmaceutyczną w szpitalach. Nasza propozycja została uwzględniona, powołano podzespół, a jego przewodniczącym został mgr Dariusz Smoliński, szef Departamentu Aptek Szpitalnych Naczelnej Rady Aptekarskiej, kierownik apteki szpitalnej. Najważniejszą jednak usługą jest zaopatrzenie pacjenta w produkt leczniczy, a my nadal tkwimy w archaicznym systemie recept papierowych. Pacjent na ogół przychodzi do lekarza nie po diagnozę, bo tę otrzymał już wcześniej, ale po kolejną receptę. To trzeba wyeliminować. Jeśli pacjent przyjmuje regularnie dany lek, to czy musi posiadać receptę lekarską, aby go wykupić? Rząd próbuje rozwiązać problem kolejek do lekarzy poprzez wprowadzenie uprawnień do wypisywania recept przez pielęgniarki, ale w wielu krajach to właśnie farmaceuta ma prawo do wydania pacjentowi leku na kolejny miesiąc bez potrzeby odwiedzania lekarza.

Czyli recepta farmaceutyczna?
... albo bardzo ścisła współpraca pomiędzy lekarzem rodzinnym a farmaceutą. Tak jak jest obecnie w Wielkiej Brytanii. Niezależnie od przyjętej metody, takie rozwiązania funkcjonują w wielu krajach, także w Stanach Zjednoczonych, gdzie nadzór nad świadczeniami oraz dystrybucją produktów leczniczych sprawuje państwo. Już dziś zdarza się, że wystawiamy odpisy recept w przypadku leków z odpłatnością 100%. Chcielibyśmy, aby recepta farmaceutyczna mogła być wystawiana także na leki refundowane i nie tylko w wypadku zagrożenia życia lub zdrowia. Dodatkową korzyścią takiego rozwiązania dla systemu jest fakt, że nie trzeba nas w tym szkolić, tak jak nasze koleżanki pielęgniarki i położne. Propozycja takiego rozwiązania była złożona przez samorząd aptekarski na ręce Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza, który przyznał, że pomysł jest bardzo dobry, ale szczegółowe rozwiązania będą rozpatrywane przy większej nowelizacji Prawa farmaceutycznego. Niestety, nie doszło do tego, nie starczyło już czasu. Pomysł był popierany nie tylko przez ministerstwo, ale także przez lekarzy, którzy nie musieliby wypisywać recept już wcześniej zdiagnozowanym pacjentom. Lekarze mieliby wtedy więcej czasu na diagnostykę i leczenie pacjentów.

Od 1 stycznia 2016 r. spadną ceny wielu refundowanych produktów, a niektóre leki w ogóle mogą przestać być refundowane. Czy apteki są na to gotowe?
Niestety, w Polsce koszty przeceny leków wynikające z ustawy refundacyjnej obowiązującej w obecnym kształcie ponosi zawsze apteka. Wiemy, że od 1 stycznia 2016 r. w związku z przedłużeniami kończących się decyzji refundacyjnych czekają nas duże zmiany. Wciąż nie wiemy jednak, które leki będą przecenione, ani jaka będzie skala przecen. Nie wiemy też, które leki w ogóle przestaną być refundowane. A musimy przecież racjonalnie zarządzać magazynem, musimy też zapewnić dostępność leków dla pacjenta. To my poniesiemy koszty obniżek cen i zmian w wykazie leków refundowanych.

Być może sytuację zmieniłaby wyczekiwana przez farmaceutów nowelizacja ustawy refundacyjnej?
Pracowaliśmy nad założeniami do planowanej nowelizacji w maju 2013 r., ale – jak wiemy – do dzisiaj nic się w tej kwestii nie wydarzyło. Nowy rząd zapowiedział już nowelizację ustawy refundacyjnej. Mam nadzieję, że obejmie ona również sposób liczenia marży detalicznej i tabelę marż.

Czy samorząd aptekarski będzie postulował w tej sprawie konkretne zmiany?
W Polsce marża nie jest liczona od wartości zakupu przez aptekę, ale od limitu. To sytuacja kuriozalna. Bardzo drogie leki refundowane mają często niską marżę, a na dodatek na zwrot kosztów apteka czeka nawet miesiąc. Kolejną kwestią wymagającą zmiany jest skomplikowany system odpłatności za leki. Przyzwyczailiśmy się do niego, jednak tak nietransparentnego i trudnego do zrozumienia przez pacjenta systemu nie ma w żadnym kraju europejskim. Uważam, że powinno się wprowadzić prosty sposób odpłatności, na przykład ryczałtowy. Nie może też być tak, że limitodawcą jest najtańszy produkt w grupie nazwy międzynarodowej, którego najczęściej nie można dostać, a obniżanie się limitu zmniejsza marżę detaliczną, co znów obniża limit. To jest błędne koło. Jesteśmy za systemową zmianą odpłatności za leki. W Europie są nawet takie rozwiązania, które uwzględniają zamożność pacjentów czy też stan ich zdrowia. Można naprawdę zaczerpnąć z tych systemów, które już latami funkcjonują i dostosować je do naszych warunków. Nie będzie to oczywiście łatwe, ale jest możliwe. Nikt jak dotąd nie chciał się podjąć wprowadzenia takich zmian.

Czym zatem w pierwszej kolejności zajmie się samorząd w najbliższym czasie?
Zdecydowanie będziemy forsować zmiany głównie w Prawie farmaceutycznym. Chodzi przede wszystkim o wprowadzenie wzorem innych krajów Unii Europejskiej mapy potrzeb usług farmaceutycznych. Chciałbym również poinformować, że mamy przygotowany projekt ustawy o zawodzie farmaceuty i izbach aptekarskich. Jesteśmy jedynym samorządem medycznym, który nie ma swojej ustawy zawodowej. Owszem, mamy bardzo duży dorobek legislacyjny, ale zapisy dotyczące wykonywania naszego zawodu są zawarte w wielu aktach prawnych – w ustawie Prawo farmaceutyczne czy też w ustawie o izbach aptekarskich. W sposób racjonalny chcemy wprowadzać refundowaną przez NFZ opiekę farmaceutyczną. To jest do zrobienia i jestem pewien, że planowane zmiany przyniosą wymierne korzyści dla budżetu państwa. Z tym wiąże się również kwestia nowej recepty farmaceutycznej, która znacząco zmniejszyłaby kolejki do lekarzy wynikające z tego, że pacjent często nie ma pieniędzy na wykupienie wszystkich przepisanych na recepcie leków. Może mieć na recepcie wypisanych 6 opakowań leku, w aptece wykupi i tak tylko jedno, a za miesiąc wróci do lekarza po kolejną receptę.


Autor: „Łukasz Kuźmiński”
redaktor naczelny „Farmacji Praktycznej”

Inne artykuły tego autora

Poprzedni artykuł

Polska się starzeje

Następny artykuł

60% osób otyłych cierpi na depresję

Polecane dla Ciebie

Szkolenia