Skrót informacji
W Polsce żyje ok. 4200 stulatków, co wydaje się wskaźnikiem pozytywnie świadczącym o kondycji zdrowotnej polskiego społeczeństwa. To niestety dosyć złudne założenie. – Teoretycznie 4200 stulatków to bardzo dużo, ale już bardzo mało, jeśli porównamy tę liczbę z Japonią, gdzie seniorów w tym wieku jest już kilkunastokrotnie więcej – zauważa prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego i SWPS.
Eksperci biją na alarm, bo Polska starzeje się w zatrważającym tempie. Z danych Eurostatu wynika, że w 2020 r. aż 25 proc. Polaków będą stanowiły osoby po 60. r.ż. Według statystyk GUS w 2030 r. będziemy mieli blisko 800 tys. 85-latków. To oznacza ponad 9,6 mln emerytów w kraju.
– Odsetek osób starszych rośnie, gdyż spada ryzyko zgonu, szczególnie w starszych grupach wiekowych. Ten odsetek w Polsce jest jednak ciągle niższy niż w większości krajów europejskich. Prognozy demograficzne wskazują, że pomimo, iż jesteśmy relatywnie młodym narodem w Europie, jest duże prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższych 30 lat staniemy się najstarszym – mówi dr Magdalena Muszyńska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH.
– Polacy starzeją się fatalnie. Jesteśmy w tej kwestii na ostatnich lub przedostatnich miejscach we wszystkich domenach w Europie, jeśli chodzi o opiekę zdrowotną i aspekty społeczne – stanowczo podkreśla prof. Bolesław Samoliński, profesor nadzwyczajny Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący rady Polityki Senioralnej MRPiOS, specjalista alergologii, otorynolaryngologii, zdrowia publicznego, były konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego.
– W Polsce kobiety w wieku rozrodczym rodzą 1,33 dziecka. Czyli 10 kobiet rodzi 13 dzieci, a żeby odwrócić statystyki i zwiększyć przyrost powinny rodzić 21-22 dzieci – wylicza prof. Szczepański. Jego zdaniem są niewielkie szanse na poprawę tych dramatycznych statystyk. – To wynik braku czytelnej polityki prorodzinnej, tak jak ma to na przykład miejsce w Szwecji, i hasło „500 zł na dziecko” niewiele tu zmieni. Jesteśmy ciągle krajem na dorobku. Nie zmienimy ponad 300-letniego zacofania, którym jesteśmy obciążeni, w 25 lat – dodaje socjolog. W raporcie Global AgeWatch Index znaleźliśmy się wśród 30 najstarszych demograficznie krajów na świecie. Niestety, jeżeli chodzi o ocenę tego, jak się u nas żyje osobom starszym, mamy niechlubne 87. miejsce.
– To, że wydłuża nam się oczekiwana długość życia, jest wynikiem rozwoju cywilizacyjnego, a nie strategii państwa wobec osób starszych – uważa prof. Samoliński. – Niestety za wzrostem długości życia nie idzie wzrost długości życia w dobrym zdrowiu. Seniorzy są schorowani. Największe żniwo zbierają choroby układu krążenia. To właśnie z powodu niewydolności tego układu Polacy umierają najczęściej (50 proc. zgonów). – Na drugim miejscu są choroby nowotworowe (25 proc.), na trzecim wypadki i urazy, które prowadzą do niepełnosprawności (około 18 proc.), a na czwartym przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP) (ok. 7 proc.) – wymienia prof. Samoliński.
Co ciekawe, mimo że najskuteczniejszym zabójcą Polaków są choroby układu krążenia, to od 1992 r. w Polsce prawdopodobieństwo zgonu z powodu tych dolegliwości konsekwentnie spada.
– To głównie dzięki temu spadkowi żyjemy w Polsce dłużej – komentuje dr Magdalena Muszyńska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. Ekspertów szczególnie niepokoi rosnąca liczba zgonów w ostatniej grupie, związanej z POChP. – Szacuje się, że za 15 lat POChP będzie trzecim powodem zgonów w Polsce zaraz za chorobami nowotworowymi – przestrzega prof. Samoliński.
– Żeby zmiany były wyraźne, potrzebne jest działanie wielopoziomowe. Ministerstwo Zdrowia musi uruchomić szkolenia kadr, trzeba dofinansować całą geriatrię, a oprócz tego Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powinno stworzyć struktury przywracające wykluczonych seniorów do aktywności społecznej – uważa prof. Samoliński. Takie decyzje są jednak dla rządzących problematyczne, bo oczywiście są kosztowne. – Senior jest w utrzymaniu, jako obywatel, droższy, bo w Polsce rozlicza się świadczenie, a nie leczy chorych. Osoby w wieku podeszłym chodzą od lekarza do lekarza, bo często zmagają się z licznymi chorobami i nadal nie mają właściwej opieki – podkreśla prof. Samoliński. NFZ wyliczył, że aby utrzymać poziom leczenia na obecnym poziomie, budżet na ten cel musi wzrosnąć o 12 proc. Rosnąca liczba seniorów wymaga droższego leczenia. Już dziś na każdego pacjenta po 65. r.ż. państwo wydaje rocznie ok. 3,5 tys. zł (na osobę w wieku produkcyjnym 1,3 tys. zł). W opinii przewodniczącego rady Polityki Senioralnej MRPiOS sytuację tę rozwiązać może jedynie zintegrowana opieka medyczna, która daje realną szansę na poprawę stanu zdrowia, bo łączy profilaktykę z promocją zdrowego trybu życia: – Te pieniądze, które mamy teraz w budżecie państwa na opiekę zdrowotną, są źle zarządzane, bo dzisiaj pacjent nie jest podmiotem, a środkiem do rozliczenia świadczenia. W dłuższej perspektywie czasu zintegrowana opieka medyczna jest jednak dla państwa tańsza, bo oznacza mniej wizyt, rzadsze hospitalizacje, a przede wszystkim aktywność społeczną seniora, dzięki czemu nie jest dla tego społeczeństwa obciążeniem. Przykład innych państw europejskich pokazuje, że taki system się sprawdza.
Zintegrowana opieka medyczna musi być jednak wdrażana nie w wieku podeszłym, a w momencie wejścia w okres wielochorobowości, czyli ok. 50. r.ż., a nawet wcześniej. W ten sposób, promując zdrowy i aktywny tryb życia, będzie można zawczasu zapobiegać wielu chorobom wieku podeszłego. Opinię podziela prof. Szczepański: – Pomoc osobom starszym nie może ograniczać się jedynie do wizyty u lekarza. Seniorów trzeba aktywizować społecznie, tak żeby byli częścią społeczeństwa, a nie byli z niego wykluczani, jak ma to miejsce teraz. Nie ma co ukrywać, że nie jesteśmy przygotowani na takie tempo starzenia, a same piękne szyldy „Złota jesień” na placówkach opiekujących się osobami w wieku podeszłym tego problemu nie rozwiążą.
Najczęstsze schorzenia po 60. r.ż.:
Połowa uczniów w Krakowie cierpi na alergie
"Potrzeba nam mapy potrzeb usług farmaceutycznych"