Aktualności

25.11.2015

7 minut

Pogrążeni w depresji

autorka: Marta Pawłowska
dziennikarka związana m.in. z serwisami Weekend.gazeta.pl i naTemat.pl oraz z „Gazetą Wyborczą” i „Dziennikiem”

Aż dla 73 proc. naszego społeczeństwa choroba psychiczna jest problemem wstydliwym i należy ukrywać ją przed otoczeniem*. – „Wariat”, „czubek”, „świr”, „szajbus”, „wyrzutek społeczeństwa”, „niebezpieczny dla otoczenia”, „niepoczytalny”, „nieodpowiedzialny” – to tylko niektóre określenia jakimi Polacy nazywają osoby chorujące psychicznie – mówi Joanna Chatizow, prezes Zarządu Stowarzyszenie AKTYWNIE PRZECIWKO DEPRESJI.

Zaburzone statystyki
Takie postrzeganie chorych sprawia, że depresja, mimo że jest niebezpiecznym zaburzeniem psychicznym, nadal jest powodem do wstydu. – Przyznanie się do depresji to wciąż duży problem, zwłaszcza w mniejszych miastach, gdzie trudno o anonimowość. Poza tym mężczyźni mają dodatkowy opór przed mówieniem o słabości, smutku i nieradzeniu sobie z codziennym życiem, ponieważ w naszej kulturze „mężczyzna nie płacze” – dodaje Joanna Chatizow.
O postrzeganiu depresji przez niektórych chorych jako „słabości charakteru” mówi również Anna Nita, psycholog fundacji ITAKA: – Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn, chociaż część kobiet podziela to przekonanie. Uważają, że jeśli nie są w stanie poradzić sobie sami, świadczy to o ich porażce, słabości, nieprzystosowaniu. Tych chorych trudno namówić na wizytę u lekarza, często też odmawiają brania leków.
Prawdopodobne, że właśnie to ma wpływ na statystyki, z których wynika, że kobiety dwa razy częściej chorują na depresję. To również kobiety zgłaszają się po pomoc do lekarza, ale – jak  podkreśla Joanna Chatizow – to mężczyźni pięć razy częściej popełniają samobójstwa. Szacuje się, że na depresję choruje co dziesiąty Polak. W Europie jest to ok. 12-15 proc. populacji. Eksperci zwracają jednak uwagę, że te statystyki są niedoszacowane, ponieważ około 50 proc. chorych nigdy nie zgłosiło się do lekarza. Albo zostali źle zdiagnozowani. A postawienie diagnozy nie jest wcale łatwe, bo często ciężko odróżnić odczucia dyskomfortu od przewlekłego stanu chorobowego. – Zapomina się, że depresja ma formę maskowaną (pojawiają się jedynie objawy psychosomatyczne charakterystyczne dla wielu dolegliwości) i interniści często źle rozpoznają chorobę, ale według najnowszego wskaźnika Światowej Organizacji Zdrowia co roku o 20 proc. wzrasta liczba osób ze zdiagnozowaną depresją – zauważa dr Magdalena Nowicka, psycholog SWPS. Nie musi to jednoznacznie wskazywać na wzrost zachorowalności, ale raczej na wzrost świadomości, dzięki czemu więcej (choć nadal zbyt niewielu) pacjentów zgłasza się do lekarza.

Grupa ryzyka
Ciężko mówić w przypadku depresji o grupie ryzyka, bo jak zgodnie zauważają specjaliści – depresja jest bardzo demokratyczną chorobą. Można więc postawić tezę, że na depresję może zachorować każdy: bez względu na płeć, wiek, miejsce zamieszkania, status społeczny czy materialny. Najczęściej z depresją zmagają się osoby w wieku 45-65 lat, ale nie jest to reguła. – Notuje się wzrost zachorowalności we wszystkich grupach wiekowych, nawet u małych dzieci, u których depresja objawia się inaczej niż u dorosłych: atakami dużej złości – zwraca uwagę dr Magdalena Nowicka.
O ile trudno mówić o grupie ryzyka, są czynniki, które sprzyjają zapadalności na tę chorobę: stres, tempo życia, nieumiejętność odpoczywania, złe odżywianie, nałogi. Stąd tak ważne jest świadome eksploatowanie własnego organizmu i dbałość o zdrowie psychiczne. Depresję wywołuje wiele połączonych czynników, ale prawie zawsze pojawia się poczucie starty. – To nie musi być dosłowna starta np. kogoś bliskiego. To może być również symboliczna utrata, np. sensu życia – dodaje psycholog SWPS.

Alergia na depresję
Wiele osób, które nie docierają do lekarza psychiatry ze względu na wstyd, „leczą się” na własną rękę, np. poprzez nadużywanie alkoholu. – Czasami chorzy i ich rodziny nie wyłapują objawów, uważają, że to charakter danej osoby albo też przejściowe trudności. Część chorych przez lata pozostaje w domu, nie wychodzi, a bliskim nie przychodzi na myśl zaprowadzenie ich do lekarza – podkreśla Anna Nita.
Zdaniem ekspertów Polacy są za mało wyedukowani w zakresie zdrowia psychicznego, stąd brak tolerancji dla zmagających się z dolegliwościami. – Niewiedza, ignorancja budzą lęk, który prowadzi do agresji w stosunku do obiektu, którego się nie rozumie, więc się go boi. Lęk z kolei sprawia, że stygmatyzuje się osoby chorujące psychicznie, etykietując je i często, niestety, obrzucając epitetami – mówi Joanna Chatizow.
Z niewiedzą i ignorancją walczą liczne akcje społeczne, jak ostatnia „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję”. W akcję zaangażowali się znani Polacy – dziennikarze, aktorzy, pisarze, żeby powołując się na własną historię, zwrócić uwagę Polaków na problemy osób chorujących na depresję. – W trakcie akcji „Twarze depresji” dużo ludzi zaczęło mówić o swojej chorobie, o tym, jak się czuli przed i po terapii, o tym, że korzystali z pomocy psychiatrów, psychoterapeutów, cześć znanych osób mówiła o hospitalizacji – mówi Anna Nita, psycholog fundacji ITAKA, jednego z organizatorów kampanii „Twarze depresji”. Jak podkreśla, akcja skupia się nie tylko na edukacji dotyczącej objawów choroby, ale również odczarowaniu konsultacji u psychiatrów, aby chorzy przestali się wstydzić korzystać z pomocy, kiedy jej potrzebują. – Na nasz Antydepresyjny Telefon Zaufania dzwonią ludzie, którzy wcześniej nie myśleli o korzystaniu z pomocy, ale po akcji zrozumieli, że ich permanentne zmęczenie, obniżony nastrój, utrata radości nie są fatum, ale mogą być skutkiem choroby i można im zaradzić – dodaje psycholog.

Koszty społeczne
Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, depresja to czwarty problem zdrowotny na świecie. Tę chorobę należy jednak rozpatrywać nie tylko, jako problem zdrowotny, ale również społeczny. Jak wynika z raportu „Depresja – analiza kosztów ekonomicznych i społecznych” Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie, koszty poniesione przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych tytułem absencji chorobowej z powodu depresji (F32, F33) w 2013 r. wyniosły aż 762 mln zł. – W tym samym roku tytułem leczenia pacjentów z depresją w lecznictwie szpitalnym oraz w opiece specjalistycznej Narodowy Fundusz Zdrowia wydał 167 mln zł** – mówi Joanna Chatizow, powołując się na raport Uczelni Łazarskiego.
Świadomość, jak poważna jest to dolegliwość, jest tym istotniejsza, że nieleczona lub źle leczona depresja w 85 proc. nawraca, często już dużo trudniejsza do leczenia, bo objawy się z czasem nasilają. – W wielu przypadkach nieleczona depresja prowadzi do dużych spustoszeń w życiu: wypadnięcia z ról zawodowych, radzenia sobie poniżej oczekiwań i zdolności, zwłaszcza w przypadku młodzieży i studentów. Część chorujących traci swoje relacje, przyjaźnie i związki, bo trudno wytrzymać z kimś, kto jest przez wiele lat smutny, mówi o samobójstwie, nic nie sprawia mu radości – komentuje Anna Nita.
To samobójstwa, których liczba niestety rośnie, są najgroźniejszą konsekwencją nieleczonej depresji, dlatego bagatelizowanie objawów tej choroby jest dosłownie śmiertelnie groźne. – Należy wyraźnie podkreślić, że depresja jest poważną chorobą, wymagającą specjalistycznego leczenia, a biorąc pod uwagę kontekst samobójstwa, jest to choroba śmiertelna – konkluduje Joanna Chatizow.

Przypisy:
* Raport CBOS-u „Osoby chore psychicznie w społeczeństwie”
** Substance Abuse and Mental Health Services Administration, Office of Applied Studies. October 11, 2007. The NSDUH Report: Depression among Adults Employed Full-Time, by Occupational Category. Rockville, MD.
**  Raport „Depresja – analiza kosztów ekonomicznych i społecznych” Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie


Autor: „Łukasz Kuźmiński”
redaktor naczelny „Farmacji Praktycznej”

Inne artykuły tego autora

Poprzedni artykuł

Fundusz sprawdza, czy pacjenci są zadowoleni z udzielonych świadczeń

Następny artykuł

Pielęgniarki wypiszą recepty

Polecane dla Ciebie

Szkolenia